Nie wierzę w rewolucję

W ostatnim czasie miałem okazję przeczytać książkę A. Sołżenicyna „Archipelag Gułag”. Wiem, że za późno, ale też kilka razy zaczynałem czytanie i niestety nie starczało mi sił na dokończenie. W piątej części książki znajduje się dramatyczny opis przeżyć tych, którzy zostali zesłani na syberyjską katorgę. Sołżenicyn zauważa, że po dojściu do władzy Stalin obiecywał, że wyraz „katorga” będzie należeć do przeszłości jako przejaw carskiej brutalności i wyzysku. Zapowiadał budowanie nowego państwa, w którym nikt nikogo nie będzie posyłał na katorgę. Słowa jednak nie dotrzymał i już niedługo po wybuchu wojny światowej wydał dekret ustanawiający karę katorgi dla najcięższych przestępców, którzy przed śmiercią mieli doświadczyć, czym jest zdrada sowieckiego państwa i katorżnicza praca w kopalniach na dalekim Sachalinie. Jak się szybko okazało „carska” katorga była o niebo lepsza od tej, którą przygotował dla wrogów ludu GUŁAG.

Przykład ten uświadomił mi, jak bardzo niekonsekwentny może być człowiek, który w imię rewolucji, naprawy świata i przyszłego dobrobytu zdolny jest do najgorszych zbrodni. W tym miejscu muszę zatem stanowczo zadeklarować, że głęboko i uporczywie nie wierzę w rewolucję, a co za tym idzie w rewolucjonistów. Przed oczami stają mi przykłady wiecznych rewolucjonistów, którzy dla zasady (a może z przekonania?) zawsze są przeciw czemuś lub komuś i jednocześnie w głowie mają najlepszy (czyt. rewolucyjny) plan naprawy świata, Kościoła i wielu innych, błahych składników ludzkiego otoczenia. Problem jednak polega na tym, że rewolucja zawsze przynosi więcej szkody niż pożytku. Owszem, zmienia rzeczywistość i to bardzo szybko, daje nawet człowiekowi poczucie sprawczości i złudną nadzieje na lepszą przyszłość. Jednak jej cechą podstawową jest to, że – jak mawiała moja historyczka – rewolucja, prędzej czy później, zacznie zjadać własne dzieci.

Dzisiaj z przymrużeniem oka słucham i czytam o „gotowych rozwiązaniach”, „cudownych metodach”, „prostych decyzjach”, które mają zmienić otaczający mnie świat. Te rewolucyjne slogany ubrane w piękne słowa zazwyczaj nie wróżą niczego dobrego i najczęściej kryją się za nimi osobiste ambicje, żądza władzy lub chęć zemsty.

Jedyna rewolucja, na jaką się godzę, to ta wypowiedziana przez Maryję w Magnificat. Fecit potentiam in brachio suo, dispersit superbos mente cordis sui; deposuit potentes de sede et exaltavit humiles.Tylko do takiej rewolucji nie mam żadnych zastrzeżeń. O takiej rewolucji marzę. W każdym innym wypadku pozostanę zagorzałym kontrrewolucjonistą!

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary