Pielgrzymka Braci Zakonnych do Ziemi Świętej - dzień 7

19-11-2022

W ostatnim tygodniu, dane nam było przeżyć to, co w zwykle przeżywamy w ciągu całego roku. Tydzień w Ziemi Świętej, to cały rok liturgiczny „w pigułce”. Było Zwiastowanie, była Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, a dzisiaj? Dzisiaj jest nie tylko niedziela – Dzień Pański, dzisiaj dla nas jest Boże Narodzenie!

Nie, nie przeżywamy tego co zwykle. Przeżywamy o wiele więcej. Zwykle bowiem, przeżywając święta w domu, musimy przenosić się w wyobraźni do Jerozolimy, do Betlejem, aby przybliżyć sobie klimat tamtych wydarzeń. Robimy więc szopki, przygotowujemy grób Pański. W tym tygodniu nie musimy sobie niczego wyobrażać. W tym tygodniu dane jest nam tutaj być. Dotykać miejsc, w których zdarzyły się wielkie tajemnice naszej wiary. W których dokonało się Zbawienie. W tekstach liturgicznych tu odmawianych, często słyszymy dodatek „tutaj”, „w tym świętym miejscu”. To są dodatki, których nie ma w tych samych liturgicznych tekstach, odmawianych na każdym innym miejscu na świecie.

Wracamy więc do Betlejem, by przeżyć Boże Narodzenie. Dane jest nam przeżywać je tutaj – w grocie w Betlejem, ale ono może być zawsze i wszędzie,  o czym przekonuje nas św. Matka Teresa z Kalkuty:

Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad,
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”,
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,

Zawsze wtedy,
jest Boże Narodzenie.

Nasze, to betlejemskie, rozpoczynamy w autobusie śpiewem „Wśród nocnej ciszy”. Niezwykle brzmi ta kolęda  21 lipca, gdy za oknem blisko +30 stopni Celsjusza.

Docieramy do Bet Sahour („Dom czuwających”) na Pole Pasterzy. Znajdują się tu zwykłe groty, w których przebywali pasący owce i ich stada. Chrześcijaństwo jednak, ze względu na Narodziny Jezusa, nadało temu miejscu charakter niezwykły. Często się zdarza, że wiara przemienia rzeczy zwykłe w niezwykłe.

O starożytności i wadze tego miejsca świadczą pozostałości bizantyjskiego monasteru, z IV-VI w., który to „zaznaczył” ten punkt na chrześcijańskiej mapie. To tutaj  Anioł zwiastował pasterzom „(…) radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 8-20). Śpiewamy więc w jednej z grot „Dzisiaj w Betlejem”, bo przecież tu zawsze jest Boże Narodzenie.

Już Stary Testament zapowiadał nadejście Mesjasza z Betlejem, miasta Dawidowego, o którym wspomina także św. Łukasz Ewangelista. Betlejem bowiem, to także miejsce narodzin Dawida i miejsce jego namaszczenia na króla. Podobnie jak Betlejem nie było dobrym miejscem na urodziny Boga, tak Dawid nie był dobrym kandydatem na króla. Był pasterzem, a zatem w społecznej hierarchii dużo dalej za kobietami, które nie cieszyły się specjalnym szacunkiem.

 Ale to właśnie jego wybrał Bóg  (por. 1Sm 16, 1-13). Bo On zawsze wybiera „po swojemu”, często wbrew czysto ludzkim kryteriom. Dawid pozostał sobą, także wtedy gdy założono mu zbyt dużą, choć znakomitą zbroję Saula. Nie czuł się w niej dobrze, więc zrzucił ją i walczył z procą w ręku, bo to miał opanowane do perfekcji. To było jego. Nawet najlepsza maska nie zastąpi własnej twarzy...

Z „Polem Pasterzy” wiąże się także biblijna historia Rut Moabitki. To tutaj gdzieś bowiem lokuje się teren pola Booza, który ją poślubił. Starotestamentalna Księga Rut przekazuje wspaniały opis relacji teściowej i synowej. Historia pięknej relacji między Noemi i Rut, zadaje kłam wszystkim niewybrednym dowcipom o teściowych (por. Rt 1-4). Przepiękny jest tekst opisujący więź dwojga osób, zamieszczony w pierwszym rozdziale:

„(...) gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę,
gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam,
twój naród będzie moim narodem,
a twój Bóg będzie moim Bogiem” (w. 16).

Wchodzimy do  Sanktuarium Aniołów zwiastujących Pasterzom radość Narodzenia. Jest w kształcie pasterskiego  namiotu. To projekt znanego nam już dobrze pana Barluzzi. Za nami wchodzi grupa z USA. Podejmujemy więc wspólny śpiew „Cichej Nocy”. Oni w swoim, a my w swoim języku. Ale melodia jest przecież ta sama. Nasz Nowonarodzony Bóg jest międzynarodowy.

Docieramy  na „Plac Żłóbka”, znany nam z transmisji medialnych. Każdego roku od pierwszych dni grudnia ćwiczy na nim orkiestra, w której dominują dudy i bębny. Ćwiczą, by 25 grudnia pięknie przywitać Nowonarodzonego Jezusa.

To na tym placu Jan Paweł II odprawił w czasie swej pielgrzymki w Roku Jubileuszowym Eucharystię. Kiedy w czasie homilii rozległo się z głośników nawoływanie muezzina do modlitwy, Ojciec Święty przerwał i pozwolił mu wybrzmieć, okazując tym wielki szacunek dla innej monoteistycznej religii.

To na tym placu Benedykt XVI wypowiedział w 2009 roku ważne słowa o tym, że prędzej czy później wszystkie mury muszą kiedyś runąć, dodając w ten sposób otuchy żyjącym tu arabskim chrześcijanom.

Przed nami jedna z najważniejszych bazylik katolickich na świecie. Pierwsza bazylika, ufundowana przez św. Helenę została oddana w roku 326. W czasie Powstania Samarytańskiego, które wybuchło w roku  529, bazylika została zburzona. Odbudował ją cesarz Justynian w 540 roku i od tego czasu zasadnicza bryła nie uległa zmianie. Nie naruszyli jej Persowie. Prawdopodobnie przez sentyment do fresku, który przedstawiał Mędrców ze Wschodu, ubranych w perskie szaty. Nie zniszczyli jej także muzułmanie w roku 1009.

To co przetrwało wieki, mogło lec w gruzach w roku 2002, kiedy to  bojownicy palestyńscy, zamknęli się we wewnątrz, okupując świątynię. Kiedy po 39 dniach udało się ich spacyfikować, w środku znaleziono podłożone ładunki wybuchowe, gotowe do zniszczenia bazyliki.

Wejście do środka jest możliwe tylko przez maleńkie drzwi o wysokości 1,25 m. Wielkie drzwi zostały zabudowane, by ochronić świątynię przed profanacją ze strony jeźdźców konnych. Dzisiaj, ten kto chce wejść do środka musi pochylić głowę. To ważne przesłanie. Wobec tajemnicy Boga, tylko pokorne schylenie głowy jest właściwą postawą. Przypominają się słowa pieśni wykonywanej w czasie peregrynacji figury św. Michała Archanioła: „Pochylony do Twych stóp, chcę Ci śpiewać „Któż jak Bóg”.

Kilka lat temu bazylika została pięknie odnowiona. Zniknęły już prawie w całości rozstawione tu jeszcze całkiem niedawno rusztowania. W klasycznej, pięcionawowej bazylice, zachowało się zaledwie 6% oryginalnej mozaiki. Tyle też, według najnowszych technik odkryto, nie odtwarzając pozostałej części. Za to pozostawionym na filarach na przestrzeni wieków graffiti, pozwolono pozostać jako historyczne świadectwa. Pozostały także odkryte znaczne części posadzki, wskazującej poziom pierwszej bazyliki.

W centralnej części świątyni znajduje się ikonostas. W czasie naszego pobytu trwała właśnie prawosławna niedzielna liturgia. Ponieważ porządek niedzielny nie pozwala odwiedzić nam w tym momencie groty Narodzenia, odwiedzamy św. Hieronima, którego posąg stoi w krużgankach. To upamiętnienie jego gigantycznej pracy tłumaczenia Biblii. To właśnie tutaj powstała Wulgata.

Czas na Pasterkę! Odprawiamy ją w kaplicy św. Heleny, znajdującej się w kompleksie klasztornym. Jej forma - skalnej groty, lepiej pomaga nam  wnikać w przeżywane dzisiaj tajemnice. Przewodniczący liturgii ks. Marcin, ubrany jest w ornat – dar Komisariatu Ziemi Świętej w Polsce dla Betlejem, złożony w 2009 roku.

Jesteśmy na pielgrzymce, nie zaś na turystycznym szlaku więc czujemy dobrze znaczenie słów z dzisiejszego pierwszego czytania. Tu w Betlejem jest przywilej odprawiania liturgii według bożonarodzeniowego formularza, nawet w niedziele zwykłe, dlatego czytanie pochodzi z Listu do Hebrajczyków. My także doświadczamy, że tutaj Bóg „wielokrotnie i na różne sposoby przemawia” i do nas, a także i to, że w dniach pielgrzymki bardzo mocno „przemówił do nas przez Syna” (por. Hbr 1, 1-4).

Tego też dotyka homilia. W Betlejem, gdzie Boże Narodzenie nie pachnie makowcem, kapustą z grzybami choinką, lepiej rozumiemy ewangeliczne przesłanie „(…) nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 1, 7). Dobrze, że Bóg się tam nie narodził. Gdyby miejscem narodzenia stała się gospoda, do Jezusa mogli by przyjść Mędrcy, mieszczanie, ale już na pewno nie margines społeczny, za jaki uważani byli pasterze. Emmanuel, Bóg naszych spraw, zniżył się więc, aby wejść w każdy „dół” naszego życia. Każdy też może do Niego przyjść, Jego progi nie są za wysokie, dla żadnych nóg. Patrzymy na rozdane nam obrazki z reprodukcją „Powrotu Syna Marnotrawnego”, pędzla Rembrandta. Obdarty syn wracający w ramiona ojca, stracił wszystko, ale przy jego brudnej, podartej sukni wisi mały nożyk, który świadczy o przynależności do klasy szlacheckiej. Można utracić wszystko, ale nie przynależność. Ona pozostaje, bez względu na to jak daleko i gdzie się odejdzie z domu. Szansa powrotu do Boga z własnych wyobrażeń o szczęściu jest zawsze.

Po Mszy św. idziemy na krótkie spojrzenie w groty św. Józefa i św. Hieronima, znajdujące się w podziemiach katolickiego kościoła św. Katarzyny, a potem najwyższy już czas na odwiedziny u Matki Bożej. W „Grocie mlecznej” słuchamy podania o symbolice tego miejsca. Uciekająca do Egiptu Święta Rodzina, zatrzymała się tu by nakarmić Małego Jezusa. Wtedy to Maryja uroniła kroplę pokarmu, a ta upadłszy na ziemię, sprawiła że grota stała się biała. To druga nazwa tego miejsca. Wiąże się z tym pobożność, która kobietom proszącym o potomstwo każe w tym miejscu je wypraszać. Jest nawet do nabycia sproszkowana skała. Wypita przez małżonków z odrobiną wody lub  mleka w połączeniu z modlitwą dziesiątkiem różańca lub inną modlitwą w przypadku wyznawców innych religii, bo i oni tu zaglądają, ma zapewnić łaskę poczęcia. Oczywiście to nie żaden magiczny obrzęd, bo nie proszek jest tu istotą. Chodzi o żywą wiarę w moc modlitwy. Sam znak potrzebny zaś jest ludziom nie Bogu. Liczne świadectwa potwierdzają skuteczność takiej modlitwy. Na dowód tego ks. Ireneusz czyta nam esemesa, którego otrzymał… wczoraj, od jednego z uczestników wcześniejszej grupy: „Dziecko wyproszonej w Grocie Mlecznej urodzi się w styczniu.To będzie chłopiec. Niesamowite, że do poczęcia doszło właśnie podczas naszego pobytu w Ziemi Świętej. Wierzę, że tam w grocie poszedł szturm do nieba, kiedy Marek poprosił o dar macierzyństwa dla Julity.  Trzy lata leczenia, wizyt, pobyt w klinice, a tu wystarczyło poprosić i zostać wysłuchanym. Chwała Panu! Siostra nie zdążyła zażyć proszku zakupionego. Wystarczyła wiara i modlitwa”.

My także wspólnie modlimy się za tych, którzy chcą mieć dzidziusia, a nie mogą go począć.  Indywidualnie dopełniamy modlitwy przy ołtarzu wieczystej adoracji wykonanym przez pana Drapikowskiego z Gdańska. To zamykany tryptyk. Na zewnątrz wyobrażenie Jerozolimy ziemskiej. Po otwarciu ołtarza ukazuje się wyobrażenie Jeruzalem niebieskiego. W centrum widnieje postać Matki Bożej Częstochowskiej, a w jej sercu Jezus w hostii ukryty.

Wracamy, by nawiedzić grotę Narodzenia. Teraz, gdy nie ma liturgii jest to możliwe. Kolejka jest dość spora. Przeżywamy więc kilkanaście minut „Adwentu”, przed spotkaniem z miejscem Narodzenia i miejscem żłóbka.

W czasie Eucharystii dotykaliśmy żywego Jezusa, teraz dotykamy śladów Jego Narodzenia. Słuchamy ponownie opisu z Ewangelii Łukasza (2, 1-7) i wzruszeni śpiewamy „Lulajże Jezuniu”.

 Następne spotkanie jest zgoła inne od dotychczasowych. Odwiedzamy „Muzeum Holocaustu Yad Vashem”, zbudowane na podstawie ustawy Knesetu z 1953 roku. Inspirowane zostało wersetem z Księgi Proroka Izajasza (56, 5). To wielki kompleks dokumentujący historię zagłady Żydów. Warto, wobec raz po raz pojawiających się manipulacji przypomnieć, że wsród ratujących ludzkie istnienia z tego narodu 1/3 stanowią Polacy. Tylu ich jest pośród 20 000 odznaczonych medalem „Sprawiedliwi wsród narodów świata”. Odznaczona została także Irena Sendlerowa. Upamiętniające ją drzewko znajduje się tuż za wejściem na teren muzeum. Dziś już drzewek się nie sadzi, a umieszcza się pamiątkowe tabliczki kolejnych sprawiedliwych. To ci, których czyny zostały udokumentowane. A ilu jeszcze pozostaje przemilczanych?

Nie wolno się godzić na krzywdzącą nasz naród narrację i wszelkiego rodzaju uogólnienia. Warto w tym miejscu przywołać myśl Wolfa Biermana, wielkiego niemieckiego poety, napisaną na prośbę Władysława Szpilmana: „Z trzech i pół miliona polskich Żydów wojnę przeżyło 200 tysięcy. Antysemityzm szalał w Polsce  już na długo przed niemiecką napaścią. Mimo to od trzystu do czterystu tysięcy Polaków zaryzykowało życie, by ratować życie. Z szesnastu tysięcy Aryjczyków, którzy ratowali Żydów w Europie i zostało uczczonych „drzewkiem sprawiedliwych” w Yad Vashem, jedną trzecią stanowią Polacy. Dlaczego należy przytaczać te liczby? Ponieważ cały świat wie, jak silna jest tradycyjna zaraza antysemityzmu wśród Polaków. Ale tylko niewielu wie, że żaden inny naród nie ukrył przed hitlerowcami tak wielu Żydów jak Polacy. Kto ukrywał Żyda we Francji, ryzykował karę więzienia lub obozu koncentracyjnego, w Niemczech kosztowało to życie, w Polsce cenę stanowiło życie własne i całej rodziny” (Pianista, Kraków 2000, s. 198).

Zatrzymujemy się  kolejno przy pomniku, którego replika znajduje się także przy warszawskim muzeum POLIN, przy niemieckim wagonie, którym transportowano do obozów zagłady, zawieszonym nad przepaścią, synagodze, sali pamięci zagłady. Przechodzimy także przez poruszający budynek upamiętniający zagładę 1, 5 mln dzieci.

Idąc jedną z alejek dokonujemy swoistego odkrycia. Jeden z pielgrzymów, naukowo zajmujący się botaniką, dzieli się swoją wiedzą na temat drzewa nazywanego „szarańczyn”, albo też popularnie „chlebem świętojańskim”. W każdym razie jego łacińska nazwa to Ceratonia silliqua. Rosnące na nim strąki, były pożywieniem świń, którego odmawiano Synowi Marnotrawnemu. Ale co ciekawe, tym właśnie żywił się święty Jan Chrzciciel. Kiedy bowiem czytamy w Biblii, że żywił się on „szarańczą” (Mk 1, 6), to prawdopodobnie błąd w tłumaczeniu. Chodzić może właśnie o jadalny „szarańczyn”. Z niego produkuje się „mączkę chleba świętojańskiego”, obecną np.w lodach, (skądinąd wybornych w Izraelu), ze strąków robi się także inny przysmak, pastę „korab”. Każde ziarenko obecne w strąku waży 0, 2 g, a zatem tyle ile jeden karat.  

Niedziela to często dzień składania sobie wizyt. Ludzie sobie bliscy odwiedzają się wzajemnie, spotykają się, mają po prostu dla siebie czas. I my jedziemy w odwiedziny. Do kościoła Nawiedzenia w Ain Karem, gdzie kiedyś do brzemiennej krewnej swej Elżbiety, udała się z pośpiechem Maryja.

Do kościoła wiedzie dość strome podejście pod górę. Wspinamy się, jak niegdyś Maryja, wędrująca tu z oddalonego o ok. 150 km Nazaretu. Budynek sakralny zawiera górny i dolny kościół. W dolnym znajdują się bizantyjskie pozostałości, górny ma kamienie z czasów Krzyżowców.

Zdobiące kościół freski przedstawiają z lewej strony nieco zafałszowaną „merytorycznie” scenę ofiary kadzenia składaną przez Zachariasza, po prawej uratowanie małego Jana Chrzciciela od rzezi Heroda.

Fresk na ścianie centralnej niesie szczególne przesłanie tego miejsca. Dwie kobiety w serdecznym uścisku, poruszone spotkaniem kuzynki. Jest to darowane spotkanie w czasie. Prawdziwe spotkanie rodzi bowiem wewnętrzną radość. Takie mamy czasy, że im więcej ułatwień komunikacyjnych, tym mniej czasu dla innych. Sanktuarium spotkania, w którym jesteśmy, zdaje się wołać: Zatrzymaj się! Nigdy bowiem nie wrócisz do chwil, które mogłeś spędzić z drugim człowiekiem, a tego nie zrobiłeś.

Słuchamy „Wiersza afrykańskiego” ks. Pasierba, w którym zapisał: „(...) zatrzymaj się bez względu na to/ czy uciekasz czy ścigasz/ bo nigdzie/ ani przez chwilę/ nie będzie ciebie/ naprawdę”. Bez komentarza.

W górnym kościele, wśród wielu malowideł z życia Maryi, jest ukryty również znany nam już dobrze architekt kościołów Ziemi Świętej, niejaki pan Barluzzi, który uwiecznił siebie, skrywając się pod płaszczem Matki Bożej. Zasłużył na to swoją pracą.

Na zewnątrz słuchamy opisu Nawiedzenia (Łk 1, 39-56) i włączamy się w Magnificat, umieszczony na tablicach w różnych językach.

Schodzimy na dół do kościoła św. Jana Chrzciciela. Trwa w nim remont. Las rusztowań. Kłaniamy się miejscu narodzenia największego z proroków i wychodzimy na zewnątrz, by przy podobnej tablicy jak wcześniej na górze i przy kościele Pater noster, posłuchać fragmentów Ewangelii: Łk 1, 5-25. 57-80. Tu również modlimy się hymnem. Tym razem jest to Benedictus, modlitwa uwielbienia Boga przez Zachariasza, którą wypowiedział kiedy już odzyskał mowę po narodzeniu syna. Ten właśnie hymn wyryto na tablicy przed którą stoimy. Ufundowali ją franciszkanie w 1988 roku, w 750 rocznicę przybycia zakonu do Polski. Oba hymny i ten z góry - Magnificat i ten z dołu – Benedictus, na stałe weszły do Liturgii Kościoła. Codziennie odmawiany jest w brewiarzowej Jutrzni i Nieszporach.

Brewiarz to codzienny „pokarm” kapłanów. To im dedykowane jest przesłanie ostatniego miejsca tego dnia. A właściwie to oni: ks. Irek, ks. Marcin i ks. Rafał, proszą w tym miejscu wszystkich o modlitwę za siebie. Klękają więc otoczeni kręgiem pielgrzymów, a oni wyciągają nad nimi ręce i modlą się wstawienniczo.

Ostatni pełny pielgrzymkowy dzień dobiegł końca. Jeszcze tylko spotkanie wspólnoty po kolacji, ale ono pozostanie zapisane tylko w sercach.


Tekst: ks. Rafał Kamiński CSMA
Zdjęcia: x.MI oraz Barbara Kleist