Pielgrzymka Braci Zakonnych do Ziemi Świętej - dzień 8

19-11-2022

Ostatni poranek w Ziemi Świętej. Mała Arabka, święta tej ziemi, towarzyszka naszej podróży, usłyszała jako dziecko od Jezusa:  „Spójrz jak wszystko przemija, lecz jeśli zechcesz oddać mi swe serce, będę z Tobą na zawsze”.

Czujemy, że bliskość Ziemi Świętej, pozwoliła nam oddać Mu serce, choć trochę bardziej, chociaż każdy przeżył spotkanie ze świętymi miejscami na swój własny sposób. Nie warto się licytować, kto lepiej, kto gorzej. Każdy jest inny. Najgorszym rodzajem byłoby spotkanie „za pomocą aparatu fotograficznego”, na co uczulał nas nasz przewodnik. Zdjęcia robiliśmy, to normalne, ale nie one były najważniejsze. Największe skarby zostały zapisane „na twardym dysku serca”. Samo serce wiele razy miękło, ale „dane” zapisane są „na twardo”, na stałe.

Rano opuszczamy hotel „St. Gabriel” i jedziemy do Sióstr Elżbietanek, do „Domu Pokoju”. Z tarasu domu zbudowanego w latach 2006-2010, roztacza się piękny widok na Herodion. W jego granicach znajdują się zabudowania pałacowe króla Heroda Wielkiego.

Wchodzimy do kaplicy Dzieciątka Jezus. Polskie napisy, jakaś taka „swojskość” tego miejsca. Inny duch od tego, który nam towarzyszył w ostatnim tygodniu. To bardzo dobrze, że ostatnia Msza święta nie jest związana z kolejnym biblijnym miejscem. To pozwala wrócić do wszystkich dotkniętych w poprzednich dniach. Ziemi Świętej nie da się bowiem zwiedzać, trzeba jej dotykać, albo może inaczej, trzeba pozwolić się przez nią dotknąć.

To pozwala także przygotować się na powrót do Galilei. Galilea to nasza codzienność. Większość życia Jezus spędził zwyczajnie. Nazywamy to życiem ukrytym. Nawet nie opisano tego w Biblii, takie to zwyczajne. Praca, dom, proza życia. Każdy to zna. Ale Bóg jest „miłośnikiem naszej codzienności”. W niej robi 99 kroków w naszą stronę, czekając na ten jeden ostatni – nasz. Wracamy do Galilei. On już tam na nas czeka (zob. Mk 16, 7).

Dzisiaj święto Marii Magdaleny. Pojawił się na naszym szlaku drogowskaz na Magdalię. Pierwsze zdanie jej krótkiej charakterystyki, zamieszczonej w Mszale Rzymskim, wskazuje, że należała do „grupy kobiet towarzyszących Jezusowi”. My też w dniach pielgrzymki staraliśmy się Mu towarzyszyć. Jak robić to dalej w Galilei codzienności? Pielgrzymka bowiem się kończy, ale nie kończy się wędrowanie. Ono trwa nadal. Znaki Bożej obecności można znaleźć codziennie i wszędzie. I zawsze. Wystarczą tylko otwarte oczy serca.

Z pewną więc nieśmiałością, ale z przekonaniem ks. Ireneusz w czasie homilii „poprawia” nieco Małą Arabkę. Wszystko przemija, ale nie mija… jeśli człowiek będzie „pielgrzymował”, dalej w codziennym życiu, szukając znaków Jego obecności. Jeśli pozwoli Bogu pisać swoją historię. Może kolejne rozdziały i zakończenie nie są jeszcze znane, ale taki Autor gwarantuje bestseller. W życiu wierzącego są bowiem tylko znaki, albo jako kto woli „nieprzypadkowe przypadki”.

Jak żyć logiką „Kazania na górze”? Jeśli godzisz się na wolę Boga,  to nic może się nie zmienić, ale zmieni się przeżywanie tego, na co się godzisz. Pierwszym krokiem poznania Boga jest poznanie samego siebie, mawiał św. Ewagriusz z Pontu.

Znak pokoju w czasie Mszy św. jest dzisiaj inny. Nie trzeba było nikogo zachęcać do serdeczności. Po tygodniu rozlewa się ona naturalnie. Zbudowaliśmy szczególną więź. Jej jakość rosła z dnia na dzień. To dlatego teraz „misie” są powszechne.

Po Eucharystii Siostra przełożona Szczepana, opowiada o domu, w którym blisko czterdzieścioro dzieci z Autonomii Palestyńskiej znajduje miłość. Trzy Siostry i wolontariusze prowadzą tu dom dla sierot i dzieci, które we własnych rodzinach nie znajdują pokoju. Tu się kształcą i wychowują. Niedługo czwarty z wychowanków wyjedzie na studia do Polski. Jest też i „michalicki wątek”. To właśnie tutaj w ostatnich latach nasi klerycy przyjeżdżali w wakacje na wolontariat.

Po miłym spotkaniu ruszamy w stronę Tel Awiwu. Zanim odlecimy będzie jeszcze czas na spacer po Jaffie. Po drodze, jeszcze w Betlejem doświadczamy co znaczy tu „stać w korku”. Niekiedy biorą się one „z niczego”. Zapas czasu zatem wskazany. Przekraczamy Check point między Palestyną a Izraelem, oddzielonymi murem i jedziemy dalej – do Jaffy.

Nazwa miasta znaczy tyle co „piękna”. Biblijne przyporządkowanie miejsca wiąże się z założoną tu osadą przez Jaffeta, syna Noego, kiedy wody potopu opadły, a gołąb nie powrócił do arki. Jaffa stała się z czasem portem, do którego przypływały cedry z Libanu, na budowę świątyni jerozolimskiej. Tutaj znajdował się dom Szymona garbarza, u którego zatrzymał się Piotr. Stąd Apostoł wyruszał do Cezarei Nadmorskiej i do Liddy. Tutaj wskrzesił Tabitę, dobrodziejką wspólnoty chrześcijańskiej.

Jaffa jest obecnie częścią Tel Awiwu. Z niej wyłoniło się to miasto. Chcemy na koniec pospacerować po starówce, nie tracąc jednak okazji do spotkań o biblijnym rodowodzie. Zaglądamy więc do Kościoła św. Piotra.

W głównym ołtarzu przedstawiona jest  wizja, o której czytamy w Dziejach Apostolskich (10, 9-16). Przy wejściu z lewej strony polonicum, których wiele spotkaliśmy na tej ziemi. Tu jest nim ikona jasnogórska. Matka, która wszystko rozumie.

Widok na nowoczesny Tel Awiw nad brzegiem morza robi wrażenie, ale z bliska nie jest to już tak piękne. Jak każde wielkie miasto ma swoje wielkie problemy. Wszystko tu można odnaleźć.

Schodząc na promenadę, ciągnącą się wzdłuż morskiego brzegu, mijamy dom, w którym mieszkał św. Piotr.  

Mamy godzinę dla siebie. A potem już tylko ostani odcinek na lotnisko im. Ben Guriona. Pewnie i po tej stronie trzeba będzie się „wyspowiadać” służbie bezpieczeństwa, ale nawet gdyby zabrali nam wszystkie zakupione pamiątki, z serc nie zabiorą niczego.

Powierzamy się Opatrzności Bożej. Każdego ranka odmawialiśmy modlitwę zawierzenia. To dobre zakończenie, ale i dobry początek. Na dziś, na popielgrzymkowe jutro, na życie:

Boże mój!
Nie wiem, co mnie dzisiaj spotka.
Nie wiem co mnie dzisiaj czeka.
Tyle tylko wiem:
że mnie nic nie spotka,
czego byś Ty pierwej nie przewidział,
nie dopuścił lub nie rozkazał od wieków.
To mnie uspakaja.
Uwielbiam Twoje odwieczne i niedościgłe wyroki.
Skłaniam czoło stojąc z jak największą pokorą przed obliczem Twoim,
wielbię miłość i dobroć Twoją ku mnie.
Wszystko przyjmuję,
za wszystko złożę Ci ofiarę i połączę ją z ofiarą Jezusa Chrystusa,
Zbawiciela mojego.
Proszę Cię tylko w Imię Jego i przez Jego nieskończone zasługi
o cierpliwość w przeciwnościach moich
i o zupełne posłuszeństwo woli Twojej we wszystkim.Amen


Tekst: ks. Rafał Kamiński CSMA
Zdjęcia: x.MI oraz Barbara Kleist