Z „Arką” przez Italię — śladami świętości i piękna

06-10-2025

Blisko stu pielgrzymów uczestniczyło w dniach 22 września – 1 października w 25. Jubileuszowej Pielgrzymce Anielskiej, zorganizowanej przez Biuro Pielgrzymkowo-Turystyczne „Arka” we współpracy z dwumiesięcznikiem Któż jak Bóg i Zgromadzeniem Michalitów. Pątnicy przemierzyli dwoma autokarami trasę ponad 2200 km, podążając z Warszawy i Krosna przez Kraków, Wiener Neustadt, Asyż, Rzym, Monte Cassino, Neapol, Materę, Alberobello i Bari do San Giovanni Rotondo, docierając 29 września do sanktuarium św. Michała Archanioła w Monte Sant’Angelo, gdzie uczestniczyli w uroczystościach odpustowych ku czci Archanioła.

Pierwszym przystankiem na naszej trasie było miasteczko Wiener Neustadt, położone w północno-wschodniej części Austrii, w regionie zwanym Dolna Austria (Niederösterreich). Tam, w pięknej XIII-wiecznej katedrze Wniebowzięcia NMP i św. Ruperta, uczestniczyliśmy we Mszy Świętej sprawowanej przez trzech naszych kapłanów – michalitów: księży Stanisława i Marcina, podróżujących z pilotem panem Karolem oraz kierowcami — panią Joanną i panem Rafałem, oraz księdza Krzysztofa z drugiego autokaru, którym kierowali dwaj panowie o imieniu Marcin, a pilotowała pani Dorota.

Uczestnikami pielgrzymki byli pątnicy z całej Polski — najwięcej z Mazowsza, Małopolski i Podkarpacia. Liczna grupa przybyła także z województw kujawsko-pomorskiego, pomorskiego i zachodniopomorskiego. Każde województwo miało swego przedstawiciela. Wraz z ks. Marcinem  w jednym z autokarów pielgrzymowało pięciu braci zakonnych, dla których ta wyprawa stanowiła element corocznego spotkania braterskiego i formacji.

Po Mszy Świętej w Wiener Neustadt powróciliśmy do autokarów i ruszyliśmy w blisko 700-kilometrową podróż do słonecznej Italii. Pierwszym miejscem odwiedzonym we Włoszech był Asyż.

 

Asyż — szept świętości

 

24 września dotarliśmy do Asyżu — miasta trojga świętych: św. Franciszka, św. Klary i najbardziej współczesnego nam św. Carla Acutisa.

W Asyżu nie trzeba mówić głośno. Tu cisza ma głos, a kamienie opowiadają Ewangelię. Wąskie uliczki, prostota franciszkańskich murów i zapach umbryjskiej ziemi tworzą przestrzeń, w której świętość nie krzyczy — ona szepcze. To szept modlitwy, pokoju i pojednania, który mocno przenika serce.

To właśnie tutaj, pośród zielonych wzgórz, pełnych oliwkowych gajów, św. Franciszek odkrył drogę ubóstwa, pokoju i miłości do całego stworzenia. Spacerując po kamiennych uliczkach, czuliśmy, jak historia i duchowość splatają się w jedno. 

W Bazylice św. Franciszka, gdzie spoczywają jego relikwie, zatrzymaliśmy się w ciszy. Freski Giotta opowiadały życie Biedaczyny z Asyżu z taką siłą, że modlitwa przychodziła sama. Każdy kamień tej świątyni zdawał się pulsować jego obecnością — prostą, pokorną, pełną światła.

W kościele św. Klary, duchowej siostry Franciszka, kontemplowaliśmy jej siłę i oddanie. Jej relikwie, przechowywane z czcią, przypominały o kobiecej stronie świętości — cichej, ale niezłomnej.

W Asyżu odwiedziliśmy również grób św. Carla Acutisa — młodego „influencera Boga”, który zmarł w wieku 15 lat, pozostawiając głębokie świadectwo miłości do Eucharystii i Kościoła. Jego ciało, ubrane w codzienne ubrania — jeansy, bluzę, adidasy — przypomina, że świętość nie jest zarezerwowana dla zakonników czy duchownych, ale dostępna dla każdego, kto żyje Bogiem na co dzień. Wierni z całego świata przybywają tu, by modlić się słowami, które Carlo tak często powtarzał: „Eucharystia to moja autostrada do nieba”. Dla wielu naszych pielgrzymów spotkanie ze św. Carlem było szczególnie poruszające – w epoce Internetu, smartfonów i social mediów pozostaje on wzorem wiary, który wciąż inspiruje, zaś jego obecność w Asyżu, który wybrał na miejsce swego spoczynku w swoim testamencie,  pozostaje pomostem łączącym franciszkańską średniowieczną świętość ze współczesnym apostolstwem i życiem dla Chrystusa.

 

Wieczne Miasto Rzym — serce chrześcijaństwa

 

W czwartek, 25 września, obie nasze grupy zmierzające do sanktuarium św. Michała Archanioła na Gargano przybyły do Rzymu. W Bazylice św. Piotra przeszliśmy przez Drzwi Święte, zwiedziliśmy groby papieskie i modliliśmy się przy grobie naszego Papieża — św. Jana Pawła II. Mszę Świętą sprawowaliśmy w pięknym kościele karmelitów pw. Matki Bożej Szkaplerznej. To właśnie tam pielgrzymkowa siostra Maria podjęła decyzję o wstąpieniu do wspólnoty sióstr karmelitanek.

Pielgrzymka jest częścią naszej Drogi — zdarzają się podczas niej chwile piękne i wzniosłe, ale też trudne, a nawet dramatyczne. Podczas wsiadania do metra jeden z naszych pielgrzymów stracił portfel z dokumentami i pieniędzmi. „Rzymscy kieszonkowcy to mistrzostwo świata” — stwierdziła nasza pani Przewodnik, dodając, że niestety podobne sytuacje zdarzają się podczas wielu jej pielgrzymek do Wiecznego Miasta.

 

Monte Cassino — pamięć i modlitwa

 

W piątek, 26 września, żywiej zabiły nasze biało-czerwone serca — tego dnia bowiem w programie Pielgrzymki Anielskiej znalazły się odwiedziny słynnego benedyktyńskiego wzgórza Monte Cassino oraz Msza Święta na cmentarzu polskich żołnierzy.

Z biało-czerwoną flagą na czele pochodu, w ciszy przeszliśmy do grobu generała Władysława Andersa i poległych żołnierzy, gdzie ks. Stanisław poprowadził okolicznościową modlitwę. Przy górnym ołtarzu odprawiliśmy polową Eucharystię, a po jej zakończeniu zaśpiewaliśmy niezapomniane „Czerwone maki”. Jak dowiedzieliśmy się od naszych pilotów, autorem słów był Feliks Konarski — żołnierz i poeta, który przebywał w pobliskim Campobasso. Słysząc grzmoty artylerii zapowiadające kolejne natarcie na wzgórze, w nocy z 17 na 18 maja 1944 roku napisał tekst pieśni. Następnie obudził kompozytora Alfreda Schütza, który w kilka godzin skomponował muzykę.

Po tej pieśni przyszła pora na śpiew naszego hymnu narodowego, który wraz z nami zaintonowała również grupa z diecezji drohiczyńskiej, przygotowująca się do swojej Mszy Świętej, wraz z duszpasterzami.

 

Neapol — miasto kontrastów

 

Johann Wolfgang von Goethe opisał Neapol słynnym powiedzeniem: „Zobaczyć Neapol i umrzeć” (Vedi Napoli e poi muori). Słowa te wyrażają zachwyt nad pięknem i bogactwem miasta, sugerując, że po jego zobaczeniu człowiek doświadczył już wszystkiego, co najpiękniejsze, a życie stało się pełne. Prawdziwości tych słów mogliśmy doświadczyć, słuchając pięknych opowieści i legend z ust pani Agaty — Polki, która od 30 lat mieszka w Neapolu. Przytoczyła nam m.in. . legendę narodzin narodowej pizzy. Otóż w roku 1889 królowa Margherita — Małgorzata Sabaudzka — odwiedziła Neapol wraz z królem Humbertem I. Pragnąc spróbować lokalnych specjałów, poprosiła o pizzę — danie popularne wśród ludu, lecz dotąd nie serwowane na królewskich stołach. Neapolitański pizzaiolo Raffaele Esposito, chcąc uczcić królową, przygotował trzy wersje pizzy. Jedna z nich miała kolory włoskiej flagi: zielony — bazylia, biały — mozzarella, czerwony — pomidory. Ta kompozycja najbardziej przypadła królowej do gustu, a Esposito nazwał ją na jej cześć: Pizza Margherita.

Nic więc dziwnego, że w czasie wolnym wielu z nas skosztowało tej pizzy w położonych blisko nadbrzeża pizzeriach. W mieście, gdzie jednym z bogów jest Maradona, zachwyciła nas żywiołowość mieszkańców, smak prawdziwej pizzy oraz widok Wezuwiusza.

Szczególnym punktem naszej wizyty w Neapolu był grób Sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo — mistyka, spowiednika i autora słynnych słów: „Jezu, Ty się tym zajmij!”. Znajduje się on w kościele San Giuseppe dei Vecchi e Immacolata di Lourdes (św. Józefa dei Vecchi i Matki Bożej z Lourdes) i przyciąga rzesze pielgrzymów z całego świata, szczególnie zaś naszych rodaków. Kościół położony jest przy bocznej ulicy, niedaleko od zgiełkliwego centrum. Tu, przy grobie ks. Dolindo, każdy z pielgrzymów mógł trzykrotnie zapukać w marmurową płytę, za którą spoczywają jego doczesne szczątki. Tuż obok znajdował się wielki szklany pojemnik, pełen karteczek z zapisanymi intencjami – dołączyliśmy do nich również nasze prośby i podziękowania. Wiele osób z naszej grupy znało już duchowe pisma i modlitwy Sługi Bożego, dlatego to spotkanie miało dla nas głęboki, osobisty wymiar. I choć miejsce to jest skromne, promieniuje łaską i przypomina, że świętość rodzi się w codzienności, w cierpieniu i całkowitym zawierzeniu Bogu.

 

Drzewo oliwne — dar Ateny

 

Wędrując śladami świętych po włoskiej ziemi, nasz wzrok zatrzymywał się nie tylko na kościołach i budowlach, lecz także na pięknie stworzenia: błękicie nieba, srebrzystej toni Adriatyku o poranku, gdy światło odbija się od tafli wody jak od lustra, oraz rozsianej po całej Italii gajach pełnych oliwek, którym niestraszne nawet kamieniste gleby.

Oliwka — drzewo obecne w krajobrazie południowych Włoch, Grecji i Ziemi Świętej — jest jednym z symboli, które od wieków przemawiają do ludzkiego serca. Według greckiej legendy, opowiedzianej przez panią Dorotę i pana Karola, gdy bogowie spierali się o patronat nad nowo powstałym miastem, Posejdon uderzył trójzębem w skałę, z której wytrysnęła słona woda. Lecz mieszkańcy miasta wybrali Atenę za patronkę, ponieważ podarowała ona mieszkańcom drzewo oliwne, mówiąc, że będzie to dar pokoju, życia i użyteczności. Oliwka okazała się cenniejszym darem dając mieszkańcom pożywienie, oliwę do celów leczniczych i kosmetycznych, a także światło. Dlatego to Atena została patronką miasta i dała mu swoje imię. Odtąd wszędzie tam, gdzie pojawiali się Grecy przywozili ze sobą dar Ateny – drzewo oliwne.

W San Giovanni Rotondo, w cieniu bazyliki Ojca Pio, oliwki rosną jak cisi świadkowie modlitwy. W Materze i Alberobello — wśród kamiennych domów i trulli — ich srebrzyste liście przypominają, że nawet w surowym krajobrazie może zakwitnąć życie, zaś w Neapolu, przy grobie ks. Dolindo, ich obecność zdaje się szeptać z ufnością: „Jezu, Ty się tym zajmij”, rodząc w sercach pokój.

 

Matera i Alberobello — bajkowe krajobrazy

 

W kolejnym dniu naszej pielgrzymki odwiedziliśmy filmową Materę — miasto wykute w skale — oraz Alberobello, krainę domków trulli.

Matera urzekła nas swoją surową urodą. Spacerując po labiryncie kamiennych uliczek, mieliśmy wrażenie, że czas zatrzymał się tu wieki temu. Nie bez powodu Matera stała się ulubionym planem filmowym dla twórców poszukujących biblijnej scenerii — to właśnie tutaj kręcono m.in. . Pasję Mela Gibsona oraz sceny z filmu Nie czas umierać – ostatniego filmu o Jamesie Bondzie. Jej naturalna dramaturgia, skalne domy i mistyczna aura sprawiają, że kamera ją wprost kocha.

W Alberobello poczuliśmy się jak w baśni — charakterystyczne domki trulli tworzyły niepowtarzalny klimat, który trudno opisać słowami. Te białe, cylindryczne budowle z kamiennymi, stożkowymi dachami mają fascynującą historię. Ich geneza sięga XVII wieku, kiedy to — jak opowiadała przewodniczka pani Ania z Małopolski, która sześć lat temu wyjechała do Italii, gdzie spotkała miłość swego życia i już pozostała — mieszkańcy regionu Apulii budowali domy bez zaprawy murarskiej, by móc je łatwo rozebrać w razie inspekcji podatkowej. Był to sprytny sposób na obejście królewskich opłat za trwałe budowle. Z czasem trulli stały się symbolem lokalnej architektury, a ich forma przetrwała jako świadectwo pomysłowości i stylu życia dawnych mieszkańców.

Oba miasta — Matera i Alberobello — zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Matera jako jedno z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast świata, a Alberobello za unikalny zespół trulli, który nie ma odpowiednika nigdzie indziej. To miejsca, gdzie historia, kultura i majestat Stwórcy splatają się w jedno — podróż tam to spotkanie z pięknem, które przemawia bez słów.

 

Bari — św. Mikołaj i morze

 

W Bari odwiedziliśmy Bazylikę św. Mikołaja, gdzie znajdują się jego relikwie. Modlitwa w tym miejscu była szczególnie poruszająca — czuliśmy duchową obecność świętego, który od wieków inspiruje wiernych na całym świecie.

Historia jego przybycia do Bari jest równie niezwykła, co sama postać. W XI wieku, w czasie najazdów muzułmańskich na Myrę (dzisiejsza Turcja), grupa włoskich żeglarzy postanowiła ocalić relikwie świętego. W 1087 roku, po długiej i niebezpiecznej wyprawie przez Morze Śródziemne, przywieźli je oni do Bari, gdzie zostały z czcią złożone w nowo wybudowanej bazylice. Od tamtej pory miasto stało się ważnym miejscem pielgrzymkowym, a św. Mikołaj — nie tylko patronem dzieci i żeglarzy, ale także symbolem jedności podzielonego chrześcijańskiego świata.

Spacerując nadmorską promenadą, chłonęliśmy śródziemnomorską atmosferę, czując, jak morze i wiara splatają się tu w jedno.

 

San Giovanni Rotondo — śladami Ojca Pio

 

To miejsce było jednym z najważniejszych punktów naszej pielgrzymki. Bazylika św. ojca Pio, jego cela, konfesjonał — wszystko przypominało o jego niezwykłej duchowości i cudach przemiany serc w konfesjonale, w którym przebywał kilkanaście nawet godzin na dobę.

W ciszy tego Sanktuarium można było niemal usłyszeć szept modlitw, które przez lata wypowiadał ten pokorny zakonnik. Jego życie — pełne cierpienia, stygmatów i głębokiej wiary — poruszało serca naszych pielgrzymów. Wielu z nas powierzyło mu swoje intencje, wierząc, że jego wstawiennictwo przyniesie ukojenie i nadzieję.

San Giovanni Rotondo to nie tylko miejsce pamięci, ale żywa przestrzeń duchowego spotkania. Obecność Świętego jest wciąż wyczuwalna — szczególnie w dwóch miejscach, które stanowią serce tego sanktuarium: nowej bazylice i szpitalu „Dom Ulgi w Cierpieniu”.

Grób Ojca Pio znajduje się w monumentalnej Bazylice Matki Bożej Łaskawej, zaprojektowanej przez Renzo Piano — jednego z najwybitniejszych współczesnych architektów. Ukończona w 2004 roku, jest jedną z największych świątyń we Włoszech, mogącą pomieścić ponad pięć tysięcy wiernych. Jej nowoczesna forma — z falującym dachem i kamiennymi łukami — harmonijnie wpisuje się w krajobraz Apulii, a wnętrze zachwyca subtelnym światłem i ikonografią inspirowaną życiem Świętego.

W dolnej części bazyliki znajduje się krypta z relikwiami Ojca Pio. Jego szklany sarkofag, otoczony mozaikami przedstawiającymi sceny z Ewangelii i życia świętego, jest miejscem głębokiej modlitwy i kontemplacji. Atmosfera ciszy, złota i kamienia sprawia, że pielgrzymi zatrzymują się tu na długo — nie tylko ciałem, ale i sercem.

 

Monte Sant’Angelo — mistyczna grota i święto Archanioła Michała

 

W sercu masywu Gargano, w miejscu przesiąkniętym modlitwą i legendą, znajduje się sanktuarium św. Michała Archanioła — jedno z najstarszych i najważniejszych miejsc kultu tego niebiańskiego Wojownika. 29 września, w dzień jego liturgicznego wspomnienia, Monte Sant’Angelo zamienia się w duchową twierdzę, w której niebo styka się z ziemią, modlitwa staje się bronią, a wiara — tarczą.

Odpust w Sanktuarium rozpoczyna się już tydzień wcześniej nowenną i nabożeństwami, a jego kulminacją jest uroczysta procesja, której sercem jest La Spada — miecz Archanioła. Miecz ten, trzymany przez figurę św. Michała, wyjmowany jest tylko raz w roku, przez ks. Władysława – kustosza tego miejsca, właśnie 29 września.

Nasza obecność na Monte w tym dniu była wyjątkowym przywilejem. W Santuario di San Michele Arcangelo o godz. 9:30 uczestniczyliśmy w adoracji Najświętszego Sakramentu.

W samej Grocie uroczystej Mszy świętej odpustowej o godz. 11:00 przewodniczył kardynał Marcello Semeraro, Prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, który przybył na Gargano wraz z ks. Bogdanem Turkiem CSMA, michalitą pracującym od lat w tej Dykasterii.

O godz. 14:00 została odprawiona Msza Święta w języku polskim, którą sprawował radca generalny, ks. Marcin Kałwik CSMA, w asyście sześciu kapłanów z Polski. On również, jako delegat Ojca Generała, przyjął ponowienie ślubów zakonnych przez brata Maksymiliana.

Na miejscu spotkaliśmy wielu Polaków, którzy przybyli tu samolotem lub podróżowali autokarami, wśród nich obecne były Niewiasty ze wspólnoty Mikael z Ząbek i Wołomina, rodacy z Sanoka i Pawłowa.

O godzinie 16:00 rozpoczęło się oczekiwane przez wszystkich nabożeństwo do św. Michała Archanioła, zakończone kilkugodzinną procesją wokół uliczek Monte Sant’Angelo z figurą i mieczem św. Michała Archanioła. Mieszkańcy i pielgrzymi, ubrani odświętnie, podążali za Archaniołem, powierzając swoje intencje i dziękując za opiekę. Szczególnym zwyczajem jest tutaj przebieranie chłopców za „małych Michałków” – idą oni w procesji w białych tunikach, z tarczami i mieczami, co symbolizuje czystość i gotowość do walki duchowej. Uczestnictwo w tej procesji to nie tylko podtrzymanie tradycji, ale głębokie duchowe doświadczenie, w którym można poczuć obecność Archanioła — obrońcy Kościoła i dusz ludzkich.

W dzień odpustu na Monte mocno wiało i było chłodno, ale właśnie ten dzień, spotkanie z Archaniołem w miejscu, które On sam wybrał i poświęcił, był — jak dzielili się pielgrzymi w drodze do hotelu w San Giovanni Rotondo — jednym z najpiękniejszych dni w życiu i na długo pozostanie w naszych sercach.

 

Loreto — dom Maryi

 

Na zakończenie naszej pielgrzymki dotarliśmy do Loreto, gdzie według tradycji znajduje się Dom Matki Bożej — przeniesiony z Nazaretu przez aniołów lub, jak mówią inne źródła, przez rodzinę Aniołów w czasach wypraw krzyżowych. Otóż w XIII wieku, gdy Ziemia Święta była zagrożona najazdami muzułmańskimi, włoska rodzina Angeli (de Angelis) miała zorganizować transport kamiennych elementów Domu Maryi z Nazaretu do Europy. Niezależnie od tego, jaką opowieść przyjmiemy za swoją, to miejsce od wieków przyciąga serca spragnione ciszy, modlitwy i obecności Maryi. Ten dom — skromny i kamienny, otoczony marmurową bazyliką — był dla nas jak duchowe schronienie: po wielu dniach wędrówki, modlitwy i refleksji, Loreto stało się domem nadziei — miejscem, gdzie można było zostawić wszystko, co trudne, i po prostu być. Być jak dziecko u Matki, poczuć ciepło matczynego serca.

Ponieważ przyjechaliśmy w czasie sjesty nie mogliśmy odprawić Mszy św. w Bazylice, udaliśmy się więc na położony w dolinie Polski Cmentarz Wojennym, gdzie odprawiliśmy Najświętszą Ofiarę modląc się za poległych w intencji poległych żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, którzy zginęli w walkach o wyzwolenie Włoch w latach 1944-1945. Na cmentarzu spoczywają ci, którzy przeżyli Monte Cassino, Ankonę, Bolonię – ale nie doczekali powrotu do Ojczyzny. Ich groby, równo ustawione, mówią więcej niż słowa.

 

Pielgrzymka z „Arką” była nie tylko pielgrzymką po pięknej, słonecznej Italii, gdzie spotkaliśmy ślady tak wielu świętych, szczególnie zaś naszego Patrona św. Michała Archanioła, ale przede wszystkim podróżą w głąb własnego serca. Każde miejsce, każda modlitwa, każdy uśmiech i dobre słowo siostry i brata – Pielgrzyma nadziei – budowały naszą wspólnotę i umacniały wiarę. Wracaliśmy do Polski odmienieni — z bagażem duchowych przeżyć, pięknych wspomnień i wdzięcznością w sercu wobec Boga i ludzi.  

 

 

Tekst: Ks. Krzysztof Pelc CSMA

Zdjęcia Br. Jacek Fiega CSMA