Marino jak marines

10-06-2023

To była droga do światła.

Któż nie słyszał o amerykańskich marines, żołnierzach uznanych za „first to fight”, czyli pierwszych gotowych do walki? W ostatnich latach brali udział we wszystkich ważniejszych operacjach wojennych, kierowani często na najtrudniejsze odcinki walk. Dwie linijki z hymnu tego Korpusu brzmią następująco: Nasza flaga łopotała na każdym wietrze / Od świtu do zachodu słońca. / Walczyliśmy w każdym klimacie i miejscu…

Kiedy słuchałem historii opowiadanej przez Marino Restrepo, przypomniał mi on jednego z takich marines (nie tylko przez bliskość słów). Dużo opowiada o duchowej walce. Odwiedził ponad 120 krajów na wszystkich kontynentach. Mimo wieku 72 lat, mimo kilku wszczepionych w serce stentów, wciąż na froncie. W minioną środę, 7 czerwca, po tygodniowej misji opuścił naszą Ojczyznę, by udać się do ponad dwudziestu parafii w Chorwacji. Później dalej, dalej… Jedenaście miesięcy w ciągu roku.

Przez tydzień Marino dzielił się świadectwem w siedmiu parafiach: Marki, Słupno, Warszawa-Bemowo, Górki, Raniżów, Stalowa Wola i Miejsce Piastowe (sanktuarium). Słuchały go siostry michalitki z domu generalnego, a także młodzież z czterech szkół średnich: Katolickiego Liceum w Markach, Ogólnokształcącego Liceum w Kolbuszowej, Zespołu Szkół w Weryni i Michalickiego Zespołu Szkół Ponadpodstawowych w Miejscu Piastowym. Przyjął zaproszenie z dwóch redakcji, gdzie nagrał świadectwo: dwumiesięcznika „Któż jak Bóg” oraz Radia Warszawa. Za tydzień, 18 czerwca, w warszawskim „Gościu Niedzielnym” ukaże się o jego wizycie w Polsce obszerna relacja. Podczas spotkań rozeszło się blisko 600 egz. jego książki wydanej przez Michalineum „Z mroku do światła. Świadectwo nawrócenia”.

Ale przecież nie o liczby chodzi, nawet dość imponujące. Chodzi o coś innego. W Markach poznałem lekarza urologa, pół-Hiszpana i pół-Kolumbijczyka, który ma Polkę za żonę. Kilka lat temu, uwikłany w ezoterykę i bliskowschodnie wierzenia, podróżował nawet do Indii w poszukiwaniu duchowości. I nieoczekiwanie, na YouTubie natknął się na świadectwo Marino Restrepo. To był początek mojego nawrócenia – przyznał. Zakupił ponad 20 książek, by rozdawać znajomym. Jego szczęśliwa twarz potwierdza słowa Leona Bloya: „Radość jest najbardziej nieomylnym znakiem obecności Boga w duszy”.

W Miejscu Piastowym, po spotkaniu z młodzieżą, podszedł do Marino młody chłopak z III klasy i po angielsku zagadnął: Chcę ci podziękować, ale czegoś nie rozumiem: jak ty, po stracie w krótkim czasie pięciorga bliskich osób, możesz mówić o Bogu i wierzyć w Jego miłość? Trzy miesiące temu, w wieku 52 lat, zmarł mój ojciec. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić i czuję gniew do Boga. Straszny gniew. Dlaczego zabrał ojca w tak młodym wieku? Marino spojrzał mu prosto w oczy i bez taniego pocieszania odpowiedział: Masz dwie opcje: albo dalej gniewać się na Boga i ten gniew będzie cię wyniszczał, albo przyjąć to jako Jego wolę. Długość życia nie jest najważniejsza, jednym Bóg daje więcej lat, innym mniej. To Jego sprawa. Najważniejsze jest coś innego: by zawsze być przygotowanym na spotkanie z Nim. O to się módl dla twojego ojca. Chłopak w zadumie pokiwał głową i podziękowawszy odszedł.

Pewna kobieta, której mały synek ma problemy z sercem, przyszła do zakrystii i ze łzami w oczach powiedziała: Ja też w łonie ofiarowałam go Maryi. Jest on więc połączony z Nią duchową pępowiną, o której mówiłeś. To dla mnie wielka ulga. Dziękuję za twoje świadectwo, niech Bóg cię błogosławi.

I ja dziękuję Bogu za ten tydzień. To był ważny czas. Zrozumiałem przynajmniej dwie rzeczy: poświęcam się w życiu wielu sprawom (jak każdy pewnie), ale ostatecznie sens ma tylko jedno – dzielić się Bogiem, dzielić się Ewangelią Jego łaski. Po drugie: Bóg potrafi posłużyć się bardzo prostymi słowami, by znaleźć drogę do ludzkiego serca i je poruszyć. Wiem, że mało to odkrywcze, ale dla mnie było znaczące.

Dziękuję naszym księżom z Argentyny Tadkowi Brzuszkowi i Maćkowi Ciamadze za inspirację i zaproszenie Marino do Polski. Dziękuję niezmordowanemu ks. Zdzisławowi Urbanikowi CSMA za towarzyszenie i piękne tłumaczenie podczas wszystkich spotkań. Dziękuję współbraciom za otwartość i przyjęcie w swoich wspólnotach tego świeckiego ewangelizatora. No i za wzruszenie, które można było dostrzec na waszych twarzach.

Za wszystko – chwała Tobie, Chryste.

Krzysztof Poświata CSMA