Pielgrzymka Braci Zakonnych do Ziemi Świętej - dzień 6

13-11-2022

Poznawanie Jerozolimy pewnie nigdy się nie kończy. Są ludzie, którzy cierpią na „syndrom jerozolimski”. To zaburzenie psychiczne, które polega na tym, że osoby pod wpływem obecności w miejscach związanych z historią biblijną doznają psychicznego szoku, utożsamiając się z postaciami biblijnymi. Psychiatrzy przyczyn choroby upatrują w zderzeniu własnych wyobrażeń pielgrzymów oraz ich oczekiwań dotyczących wizyty w Ziemi Świętej z rzeczywistością (Wikipedia). Rocznie syndrom ten dotyka około 200 osób, głównie mężczyzn w wieku 20–30 lat.

Nasze jednak oczekiwania pozwalają nam spotykać się z Ziemią Świętą z otwartym sercem, bez poszukiwania „fajerwerków”, ale śladów Boga, na Jego ziemi. (A propos fajerwerków, słyszymy je każdego wieczoru z hotelowych pokojów. „Młode Betlejem” świętuje wyniki szkolnych egzaminów, które przedwczoraj podano).

Modlimy się fragmentem Psalmu 119 z jutrzni, by powierzać Panu szósty dzień pielgrzymowania: „Z całego serca wołam, wysłuchaj mnie, Panie, *zachować chcę Twoje ustawy. Wołam do Ciebie, a Ty mnie wybaw, * będę strzegł Twoich napomnień. Przychodzę o świcie i wołam, *pokładam ufność w Twoich słowach. Budzą się moje oczy jeszcze przed świtem, * aby rozważać Twoje słowo. W dobroci swej, Panie, słuchaj głosu mego * i daj mi życie zgodne z Twoim przykazaniem” (w. 145-149).

Na granicy między Betlejem i Jerozolimą, Izraelem i Palestyną, oddzielonych murem, do autobusu wchodzi młody żołnierz izraelski. Kontrola, która kończy się jednak na jednym zdaniu i życzeniu dobrego dnia, bardziej od zapewnienia bezpieczeństwa, ma na celu demonstrację siły i pokazanie „kto tu rządzi”. Trudne i niezrozumiałe są relacje izraelsko-palestyńskie. Pewnie trzeba przyjechać tu jeszcze nie raz i dwa, żeby to choć trochę zrozumieć. Tylko dlatego, że nasz kierowca jest Arabem izraelskim, możemy z nim wszędzie spokojnie podróżować. W każdej innej „konstelacji” byłoby to niemożliwe.

Jedziemy także przez ulicę, która do 1967 roku była granicą między Izraelem a Jordanią. Widać tu arabski charakter miasta, choć od ponad pięćdziesięciu lat jest to terytorium Izraela.

Góra Oliwna, to część Jerozolimy arabskiej. Żydzi ortodoksyjni tu się więc na pewno „nie zapędzą”. Nie tylko dlatego, ze dziś świętują Szabat, ale przede wszystkim dlatego, że to ziemia arabska.

Czas szabatu, który wyludnił ulice, pozwala nam szybko dotrzeć do pierwszego celu. Zatrzymujemy się by nawiedzić „Meczet Wniebowstąpienia”. Znowu mamy błogosławieństwo, bo jesteśmy jedyną grupą. Kolejne nadchodzą dopiero kilka minut po nas. Na najwyższym wzniesieniu Góry Oliwnej stoi kościół z IV w. Pierwotna budowla była pozbawiona dachu. Symbol, który  wskazuje na niebo, do którego z tego miejsca miał wstąpić Zbawiciel. Słuchamy tego opisu z Ewangelii według św. Łukasza (24, 50-53).

Muzułmanie przejęli to miejsce po bitwie pod Hittin w 1187 roku. Także dla nich to miejsce jest ważne. W Wigilię Wniebowstąpienia przez 24 godziny modlą się tu jednak również  kościoły chrześcijańskie. Każdy z nich ma „swój” kamienny ołtarz na zewnątrz świątyni.

W jej wnętrzu znajduje się prawdopodobny odcisk stopy Jezusa. Wobec takich znaków zawsze pojawia się sceptycyzm. Pewnie można w nim trwać. Wiara w takie znaki nie jest konieczna do zbawienia. Jednak czasem Pan Bóg mąci „święty spokój” sceptyków. Ksiądz przewodnik dzieli się z nami historią, która przydarzyła się w tym miejscu abp Henrykowi Muszyńskiemu, również mającemu „problem” z wiarą w autentyczność śladu Jezusowej stopy. W czasie studiów w Jerozolimie, kiedy któregoś dnia przyszedł do meczetu Wniebowstąpienia na modlitwę,  był świadkiem niezwykłego zdarzenia. Oto rodzina syryjskich chrześcijan przyniosła w to miejsce swoje sparaliżowane dziecko. Rodzice z wiarą położyli je na kamieniu, miejscu śladu stopy Jezusa. Po chwili modlitwy, odeszło o własnych siłach….

Także po wielu latach Abp Muszyński wspominał z niejakim zawstydzeniem ten dzień, mówiąc:  „Gdyby Pan chciał uczynić tam dla mnie cud, to by go nie uczynił przez moja niewiarę”. Czasem przecież nie chodzi o miejsce, tylko o to na co ono wskazuje…

Tylko kilka kroków dzieli nas od kościoła „Pater noster”. Odkryte wewnątrz groby starochrześcijańskie, potwierdzają autentyczność miejsca.

To tutaj Jezus uczył modlitwy „Ojcze nasz”, którą zapisano na kartach Ewangelii według św. Łukasza i św. Mateusza. Kościół, który wcześniej nosił nazwę  „kościoła oliwek”, został zburzony przez Persów. Nowy ufundowała francuska księżna Aurelia Bossi. Są tu siostry Karmelitanki. Na murach i krużgankach ponad 60 tablic z „Modlitwą Pańską” w różnych językach. Jest oczywiście ta z modlitwą po polsku. Jest też po kaszubsku. Ta polska, jest już trzecią jej formą. Pierwszą ufundowali żołnierze gen. Andersa, po jej zniszczeniu, drugą zawiesili polscy żołnierze z kontyngentu ONZ, broniącego Wzgórz Golan. Trzecia tablica, po niedawnym zniszczeniu poprzedniej, jest dziełem żołnierzy polskich, którzy pielgrzymowali do Ziemi Świętej. Poprzednia znajduje się w katedrze polowej w Warszawie. Zachowano na niej staropolską pisownię „Ojcze nasz, któryś jest na niebiesiech”.

Św. Euzebiusz pisze o trzech ważnych dla chrześcijan grotach. Grota narodzenia, grobu Pana oraz właśnie ta grota, w której Pan uczył modlić się. Schodzimy do niej. Stojąc w kręgu śpiewamy w kręgu „Ojcze nasz”.

Przy polskiej tablicy słuchamy katechezy wyjaśniającej znaczenie siedmiu próśb zawartych w „Modlitwie Pańskiej”. Siedem, to biblijna pełnia. Jest tu więc wszystko o co jest sens prosić Boga.

Widok na panoramę Jerozolimy ze złotą kopułą świątyni, ale i z minaretami meczetu Alaksa i Kopułą Skały towarzyszy nam w drodze na Mszę św. Krętą i stromą uliczką schodzimy obok najstarszego i największego żydowskiego cmentarza na świecie, słuchając o obrzędach i zwyczajach żałobnych w judaizmie. W Jerozolimie jest też cmentarz katolicki, założony przez długoletniego dyrektora Polskiej Misji Katolickiej, kapłana diecezji włocławskiej, niejakiego ks. Pietruszkę, który także na nim spoczywa.

Tak docieramy do kościoła „Dominus flevit”, który stoi w miejscu, gdzie Pan zapłakał nad miastem: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk19, 41-44).

Są w życiu łzy wzruszenia, łzy smutku, łzy żalu i bólu, ale i płacz ze śmiechu. Wszystkie są „klejnotem w rękach Boga”, o czym pięknie pisze przywołany w tym miejscu rabin Eugenio Zolla, który konwertował na chrześcijaństwo, pod wpływem Piusa XII, który ocalił wielu Żydów, choć oceniono go tak niesprawiedliwie. Pisze stary rabin: „Łzy, ten drogocenny płyn nabiera wartości nie tylko wtedy, gdy pojawia się w naszych oczach, lecz również wtedy, gdy staje się posłańcem serca, motu proprio duszy, wyrazem bólu lub wewnętrznej radości. Tylko łzy mają głos, którego się nie słyszy, a który jest tak potężny, ze dociera przed tron Boży. Te łzy, są nie tylko perłami, ale czymś o wiele cenniejszym; błyszczą jaśniej niż wszystkie perły i wszystkie klejnoty tego świata, są jaśniejsze niż słońce i księżyc. Łzy są klejnotami, ale nie z tego świata: są klejnotami Boga” (E. Zolli, Byłem rabinem Rzymu, s. 257).

Eucharystię odprawiamy u podnóża Góry Oliwnej w grocie, w której Pan zostawił trzech uczniów i odszedł na odległość „rzutu kamieniem”, by się modlić. To także grota zdradzieckiego pocałunku Judasza i miejsce pojmania.

Trudna i „mocna” jest lekcja Getsemani. Jak modlić się, by każda modlitwa kończyła się nie tylko słowami, ale i decyzją serca: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. Nawet wtedy gdy modlisz się w sprawach życia i śmierci…

Nawiedzamy grób Matki Bożej. Przez ogród oliwny, w którym wciąż rośnie i owocuje osiem oliwek, liczących po kilkaset lat i ta „całkiem młoda” zasadzona przez Pawła VI w 1964 roku.

Dalej wyruszamy autokarem mijając „Bramę gnojną”, zawdzięczającą swą nazwę odbywającemu się niegdyś w tym miejscu targowi bydła.

Na „Wzgórzu zgorszenia” przyglądamy się Dolinie Cedronu, inaczej zwaną Doliną Jozafata, która przechodzi w Dolinę Gehenny. Niezbyt chlubna nazwa wzgórza związana jest z dwoma królami. Salomonem, który budował tu posagi Aszery na cześć swoich żon. A jeśli wierzyć dosłownie Biblii, miał ich „pierwszorzędnych” 700 „drugorzędnych” w liczbie 300. Drugim przywoływanym tu królem jest Dawid i historia jego grzechu z Betszebą. Po lewej stronie widoczne jest także „Pole krwi”, nabyte za pieniądze, które Judasz otrzymał za wydanie Jezusa. Było to miejsce pochówku skazańców.

Historie opisane w Biblii są niekiedy wręcz gorszące, jak te z życia wspomnianych  wyżej królów. Ale w Biblii jest wszystko, podobnie jak w ludzkim życiu. Pismo święte to lustro, a nie krzywe  zwierciadło. W nim się „przeglądamy”,  a nie tylko „przyglądamy” biblijnym historiom. Tak, to prawda jest tu wszystko – świętość i grzech, każda historia ludzkiego życia, ale nade wszystko jest tu historia Boga i człowieka.

Idziemy do kościoła in Gallicantu, miejsca zaparcia się Piotra. Wcześniej jednak „zdajemy egzamin” z topografii miasta, przy modelu bizantyjskiej Jerozolimy. Materiał obejmuje miejsca, które poznaliśmy w ciągu ostatnich pięciu dni pielgrzymowania. Makieta wykonana została w 2003 roku przez architektów Jean Claude’a Marmorata i Samira Kandaha oraz archeologa Jacques’a Brienda.

Żeby dobrze zrozumieć zdradę Piotra, opisaną w Ewangelii według św. Łukasza (22, 54-62), trzeba nam wrócić do pierwszych stronic Księgi Rodzaju, obrazujących stan pierwotnej szczęśliwości człowieka umieszczonego w ogrodzie Eden. Pierwsi rodzice żyli w doskonałej harmonii, która była możliwa dzięki poprawnej relacji z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą. Życie bez tych relacji staje się piekłem. Potrójne zaparcie się Piotra uderzało we wszystkie trzy ich wymiary. Zaprzeczył znajomosci Jezusa, swoich braci i swej galilejskiej tożsamości.

Schodzimy do miejsca niezwykłego. Cysterna utożsamiana z miejscem uwięzienia Jezusa, wywiera mocne wrażenie. Jakże tu przejmująco brzmi Psalm 88, z piątkowej komplety:

„Panie, mój Boże,
za dnia wołam,
nocą się żalę przed Tobą.
Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa,
nakłoń swego ucha na moje wołanie!
Bo dusza moja jest nasycona nieszczęściami,
a życie moje zbliża się do Szeolu.
Zaliczają mnie do tych, co schodzą do grobu,
stałem się podobny do męża bezsilnego.
Moje posłanie jest między zmarłymi,
tak jak zabitych, którzy leżą w grobie,
o których już nie pamiętasz,
którzy wypadli z Twojej ręki.
Umieściłeś mię w dole głębokim,
w ciemnościach, w przepaści.
Ciąży nade mną Twoje oburzenie.
Sprawiłeś, że wszystkie twe fale mnie dosięgły.
Oddaliłeś ode mnie moich znajomych,
uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,
jestem zamknięty, bez wyjścia.
Moje oko słabnie od nieszczęścia,
codziennie wołam do Ciebie, Panie,
do Ciebie ręce wyciągam.
Czy dla cieniów czynisz cuda?
Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić?
Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce,
a w Szeolu o Twojej wierności?
Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,
a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia?
Ja zaś, o Panie, wołam do Ciebie
i rano modlitwa moja niech do Ciebie dotrze.
Czemu odrzucasz mię, Panie,
ukrywasz oblicze swoje przede mną?
Ja jestem biedny i od dzieciństwa na progu śmierci,
dźwigałem grozę Twoją i mdlałem.
Nade mną przeszły Twe gniewy
i zgubiły mnie Twoje groźby.
Otaczają mnie nieustannie jak woda;
okrążają mnie wszystkie naraz.
Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy:
domownikami moimi stały się ciemności”.

Wychodząc z kościoła mijamy schody, jedyne, które prowadziły tu z górnego miasta. Święte schody, odkryte stosunkowo niedawno, mogą być świadkiem śladów stóp Jezusa.

Jedziemy do Betanii, do przyjaciół Jezusa. On też lubił ich odwiedzać. Betania to miejsce śmierci Łazarza, przyjaźni Jezusa z nim i jego siostrami Marią i Martą oraz dom „pięknego rodzeństwa”.

 Po drodze i na miejscu rozważamy trudne tematy przygotowania do śmierci, przyjaźni i rodzinnych relacji.

W kościele zaprojektowanym jako jeden z ostatnich przez Antonio Barluzziego i zbudowanym w roku 1958, jako wyobrażenie grobowca, do którego światło pada jedynie z góry, co ma nawiązywać do dziejących się tu wydarzeń, związanych ze śmiercią i wskrzeszeniem Łazarza, modlimy się w ciszy.

To modlitwa dziękczynienia za naszych przyjaciół, których nie można mieć zbyt wielu. Tego prawdziwego tak naprawdę jednego. Modlimy się za rodzeństwo. Modlimy się też o dobrą smierć dla nas.

Kończy się już szósty dzień pielgrzymki. Dotykamy i jesteśmy dotykani spotkaniem z Ziemią Świętą. Ileż już tematów dotknęło strun naszych serc. Nie może być inaczej. Ziemia Święta porusza wszystkie tematy, bo wszystkie są one w Biblii. Bo Biblia jest o życiu. 


Tekst: ks. Rafał Kamiński CSMA
Zdjęcia: x.MI oraz Barbara Kleist