W jednej ze współczesnych pieśni wielkanocnych modlimy się słowami: „Przychodzisz do nas mimo drzwi zamkniętych, Jezu zmartwychwstały, z ranami po Męce…”.
Nasza świątynia jest dzisiaj jak Wieczernik – ten górny pokój, gdzie po raz pierwszy sprawowana była Eucharystia. A my podobni do apostołów – zalęknieni, ogarnięci trwogą, bez poczucia pewności, co dalej… Wyznajemy: Panie, mamy mniej wiary niż apostoł Tomasz. Pozwól i nam dotknąć Twoich ran, abyśmy upadli na kolana i wyznali: „Jesteś moim Panem! Jesteś moim Bogiem!”.
Dotykam ran Twoich rąk, zadanych przez gwoździe, którymi byłeś przybity do krzyża. Okaż miłosierdzie naszym rękom i uzdrów je. Tak często są zaciśnięte i zimne. Uzdrów kapłańskie ręce, aby chętnie i cierpliwie rozgrzeszały, aby z drżeniem i szacunkiem dotykały najświętszych Postaci Twego Ciała i Krwi. Uzdrów ręce małżonków i rodziców – niech będą czułe, gotowe objąć i przytulić żonę, męża, dziecko. Uzdrów ręce ludzi zamożnych, by się otworzyły w geście dzielenia z tymi, którzy „biedę klepią”.
Dotykam ran Twoich nóg, boleśnie przebitych gwoździami. Okaż miłosierdzie naszym nogom i uzdrów je – z lenistwa, myślenia tylko o sobie, braku gotowości, by służyć. Mówi Psalmista: „Zwracam stopy do Twoich napomnień. Śpieszyłem bez ociągania, by przestrzegać Twoich przykazań” (Ps 119, 59-60). Nasze stopy tak często niechętnie biegną drogą Twych przykazań. Podnieś nas, ulecz z duchowego paraliżu.
Dotykam ran Twojej twarzy przenajświętszej. Bitej, opluwanej, z której wyrywano boleśnie brodę, nieludzko oszpeconej. Okaż miłosierdzie naszym twarzom i uzdrów je. Mówi z bólem słowo Boże o ludziom, którzy mają „bezczelne twarze” – to lud zbuntowany, oporny, o zatwardziałym sercu, odrzucający z pogardą miłość rodzica. Naczynie, które szydzi z garncarza. Już nie na chuście Weroniki, ale na naszych twarzach pozostaw, Miłosierny Panie, swoje oblicze: współczujące, synowskie, pełne oddania, piękne oblicze Syna Człowieczego.
Dotykam ran Twoich oczu – podbitych, które płakały krwawymi łzami. Okaż miłosierdzie naszym oczom i uzdrów je. Naucz nas dostrzegać Twoją obecność w pięknie stworzonego świata. Mówi słowo Boże: „Zmęczone są me oczy od patrzenia w górę” (por. Iz 38, 13) i szukania Twojej pomocy. I nasze oczy są zmęczone, ale nie od „patrzenia w górę”. Oderwij je, Panie, od szklanych ekranów smartfonów, komputerów i telewizorów. Przywróć nam niewinność patrzenia – bez uprzedzeń, potępienia i osądów. Naucz wydobywać wzrokiem to, co najpiękniejsze w drugim. Zerwij z naszych oczu pożądliwą kataraktę nieczystości. Tyle oczu przeżartych pornografią, zaślepionych brudną namiętnością. Miłosierny Panie, który przywracałeś wzrok niewidomym, uzdrów przede wszystkim naszą duszę, bo oczy są jej zwierciadłem.
Dotykam ran Twojej głowy – uczynionych przez twarde ciernie wtłoczonej korony. Przez ich dojmujący ból, proszę, okaż miłosierdzie naszym umysłom. Zdjęliśmy z głów „hełm zbawienia”, dlatego trucizna bezbożności zainfekowała nasze myśli. A przecież tu jest źródło wypowiadanych słów, podejmowanych decyzji i czynów. Nawrócenie, metanoia, to zmiana myślenia. Miłosierny Panie, umocnij w nas wytrwałe pragnienie poszukiwania prawdy, byśmy nie umierali jak skończeni głupcy w krainie fałszu, zwiedzeni przez cyniczne sługi ojca kłamstwa, jakim jest Szatan.
Dotykam bolesnej rany na Twoim barku, jaką uczyniło niesienie krzyża na Golgotę. Do jednego ze swoich ukochanych uczniów powiedziałeś: „Miałem ranę na ramieniu, spowodowaną dźwiganiem krzyża, na trzy palce głęboką, w której widniały trzy odkryte kości. Sprawiła Mi ona większe cierpienie i ból, aniżeli wszystkie inne” [słowa Pana Jezusa do św. Bernarda z Clairvaux]. Najmniej znana, a jednocześnie najboleśniejsza. O Panie, przez ból tej rany okaż nam miłosierdzie i wyzwól z egoizmu, zapatrzenia w siebie, myślenia tylko o sobie. Daj nam na nowo usłyszeć Twoje słowa: „Jedni drugich brzemiona noście”. Bądźcie jak miłosierny Samarytanin. Rozciągnij płaszcz swego miłosierdzia nad naszą obojętnością i egoizmem. Ulecz nas, Panie.
Dotykam krwawej rany na Twoim języku, zadanej przez wbity cierń, podczas szyderstw w noc pojmania i błagam: „Uzdrów nasz język, uzdrów nasze słowa”. Jak bardzo muszą Cię ranić nasze przekleństwa, które rozmnożyły się jak grzyby po deszczu. Nasze sprośne żarty, nasze osądy, plotki, oszczerstwa i osądy. Pisze w swoim Liście święty Jakub apostoł: „Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać, to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może…”. Miłosierdzia, Panie! Ulituj się nad nami.
I wreszcie, Panie, dotykam rany w Twoim boku, rany serca. Jak zapisał w Ewangelii Twój umiłowany uczeń: „Jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 34). Mówiłeś do Siostry Faustyny: „Ze wszystkich ran moich, jak ze strumieni płynie miłosierdzie dla dusz, ale rana serca mojego jest źródłem niezgłębionego miłosierdzia, z tego źródła tryskają wszelkie łaski dla dusz. Palą mnie płomienie litości, pragnę je przelać na dusze ludzkie. Mów światu całemu o moim miłosierdziu” (Dz 1190).
Uzdrów nasze niedowierzanie, chłód serca, dystans z jakim Cię traktujemy. Jakże bardzo to rani Twoje serce. Skarżyłeś się: „Są dusze, które nie dowierzają mojej dobroci i nigdy nie chcą zaznać słodkiej poufałości we własnym sercu. (…) To niedowierzanie mojej dobroci najwięcej mnie rani. Jeżeli nie przekonała was o miłości mojej śmierć moja, to cóż was przekona? Często rani mnie dusza śmiertelnie, tu mnie nikt nie pocieszy (Dz 580).
Panie, już za krótki czas przyjmiemy Cię w Komunii świętej. Powiedz do nas te same słowa, które usłyszała od Ciebie sekretarka miłosierdzia św. Faustyna: „Teraz połóż głowę na piersiach moich, na sercu moim i zaczerpnij z niego siły i mocy na wszystkie cierpienia, bo gdzie indziej nie znajdziesz ulgi, pomocy ani pociechy. Wiedz o tym, że wiele, wiele cierpieć będziesz, ale niech cię to nie przeraża, ja jestem z tobą”.
* * *
Przychodzimy do Ciebie, Miłosierny Panie, bo do kogóż pójdziemy? Ty jesteś naszą nadzieją, Tobie ufamy.
Twoje rany są dla nas Bramą Miłosierdzia. Chcemy przejść przez nią, bo jeśli nie – pewnego dnia – będziemy musieli przejść przez Bramę Twojej Sprawiedliwości.
Oddajemy Ci nasze lęki, nasze rany, nasze chore poczucie winy, nasze niemoce. Oddajemy Ci naszą niewiarę, nasze rozczarowanie i urazy, naszą agresję i naszą zazdrość. Całą nędzę naszą oddajemy Tobie, Panie.
Rzucamy kotwicę ufności w morze Twojego miłosierdzia i prosimy: Stań pośrodku nas, przy naszym sercu, w naszych domach, rodzinach, wspólnotach zakonnych. Uzdrów nasze rany, tchnij w nasze serca Ducha miłości, daj nam doświadczyć, że jesteśmy kochani. Okaż nam, Panie, swoje miłosierdzie.
Jezu, ufam Tobie. Amen.