Dziecięca ufność w Bogu

facebook twitter

01-10-2022

Psalm 131 porusza temat dziecięcej ufności pokładanej w Bogu, mówiąc inaczej, dziecięctwa duchowego. „Spontanicznie nasza myśl kieruje się do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, do jej «małej drogi», do jej pragnienia «pozostania małą», by «być w objęciach Jezusa» (por. Jan Paweł II – Benedykt XVI rozważają psalmy, Rosikon Press, Warszawa 2006, s. 388). Zdaniem biblistów psalm ten należy do najpiękniejszych psalmów i nazywają go „perłą Psałterza”. Pełni zdumienia stwierdzają, że ten maleńki poemat, w oryginale hebrajskim liczący zaledwie trzydzieści słów, zdołał w taki prosty i jasny sposób powiedzieć, że jedynie w Bogu człowiek może odnaleźć prawdziwy pokój.

1. Budowa psalmu, jego motywy i symbole
2. Obraz dziecka w ramionach matki
3. Pycha i pokora
4. Życie jako wędrówka człowieka ku Bogu  
      

Budowa psalmu, jego motywy i symbole


Psalm 131 zgodnie z tytułem šîr hammaՙălôt, „pieśń stopni”, „pieśń wstępowania” należy do grupy piętnastu psalmów (Pss 120-134), które były śpiewane lub recytowane przez pielgrzymów, którzy zdążali do Jerozolimy na święto Paschy, Pięćdziesiątnicy lub Namiotów. Wtedy termin „stopnie”, „wstępowanie” oznaczałoby fizyczne wspinanie się do Jerozolimy, położonej 800 m. n.p.m., jak również duchowe wznoszenie się ku Bogu.

Należy on do grupy psalmów ufności, które są spokrewnione z lamentacjami, z tą jednak różnicą, że pokładanie ufności w Bogu zajmuje tutaj pierwsze miejsce, tworząc jego zasadniczą treść. Na pierwszy rzut oka wydaje się on być prosty i zrozumiały, lecz za tą pozorną prostotą kryją się bardzo ważne rzeczy związane z duchową wędrówką człowieka ku Bogu.

Psalm 131 posiada tylko trzy wersety. Pierwszy werset służy za wprowadzenie, które mówi, że człowiek nie chce i nie powinien być przed Bogiem wyniosłym („moje serce nie jest wyniosłe”), zarozumiałym („oczy moje nie patrzą z góry”) i przesadnie ambitnym („nie gonię za tym, co wielkie albo co przerasta moje siły”). Drugi werset stanowi zasadniczą część psalmu. Dominuje w nim obraz „niemowlęcia u swej matki”. Stanowi wymowny symbol czułej, macierzyńskiej miłości Boga do człowieka („zaprowadziłem ład i spokój w mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę  – tak we mnie jest moja dusza”). Z podobnym odniesieniem Boga do Izraela spotykamy się także u proroka Ozeasza: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem (...). Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je” (Oz 11, 1.4). Trzeci werset jest zakończeniem psalmu. Posiada wydźwięk typowo liturgiczny. Psalmista odnosi tutaj swoje osobiste doświadczenie Boga do całego Izraela.

Obraz dziecka w ramionach matki


Spontanicznie myśli się tutaj o matce z niemowlęciem na ręku, ale w rzeczywistości tak nie jest, gdyż tekst hebrajski nie mówi wcale o niemowlęciu, lecz o starszym dziecku. Nie występuje tu bowiem hebrajski rzeczownik jeled, „dziecko”, „niemowlę”, lecz hebrajski czasownik gāmûl. Ten zaś oznacza: „dziecko odstawione od piersi matki po jego trzyletnim karmieniu go mlekiem matki”. Otóż w czasach starożytnych na Bliskim Wschodzie, matki karmiły dziecko przez trzy lata. Istniało nawet specjalne święto rodzinne odstawienia dziecka od piersi matki. Widać to na przykładzie małego Izaaka i Samuela: „Dziecko podrosło i zostało odłączone od piersi. Abraham wyprawił wielką ucztę w tym dniu, w którym Izaak został odłączony od piersi” (Rdz 21, 8). Natomiast Anna, matka Samuela, przy okazji ceremonii „odstawienia dziecka od piersi” zapragnęła zaprowadzić go do Szilo, „żeby się pokazał przed obliczem Pana i aby tam pozostał na zawsze” (1 Sm 1, 20-23).

Trzyletnie dziecko doskonale już rozpoznaje swoją matkę. Jest związane z nią uczuciowo i nie pomyli jej z inną kobietą. Ufa jej i stara się ciągle przebywać w jej bliskości. Czuje, że nie może żyć bez matki. Jest ona dla niego całym światem. Gdy spotyka jakąś nieznaną sobie osobę i lęka się jej, natychmiast biegnie do matki i u niej szuka bezpieczeństwa i pokoju. .

Pycha i pokora


W Liturgii Godzin psalm ten otrzymał tytuł: Dziecięca ufność w Bogu i umieszczono przy nim słowa Jezusa: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca” (Mt 11, 29). To oznacza, że liturgiści odczytują Psalm 131 jako pouczenie o „pysze” i „pokorze”. I tak zwykle bywa on interpretowany. To prawda, że „pycha” stanowi wielkie zagrożenie dla życia wewnętrznego, „pokora” zaś jest dla niego czymś koniecznie potrzebnym. Św. Augustyn nazywa ją „matką wszystkich cnót”. Św. Jan Kasjan, inny wielki chrześcijański pisarz (IV/V wiek), przestrzega wiernych przed pychą, nazywając ją „szatańskim grzechem”, gdyż zrodził się on wśród duchów nieczystych. Po czym św. Kasjan podkreśla: pycha „doszczętnie niszczy wszystkie cnoty, a grozi ona nie tylko ludziom przeciętnym i słabym, ale zwłaszcza tym, którzy zajmują wysokie stanowiska”. Z „pychą” i „wyniosłością” prorocy Starego Testamentu łączą pogardę dla przykazań Bożych, świadomą niewierność (por. So 3, 11-12), wykorzystywanie i ucisk ubogich (por. Am 5, 11n), a także poniżanie i lekceważenie drugich ludzi (por. Iz 3, 16-21).

Wprawdzie nie można całkowicie zrezygnować ze zdrowych życiowych ambicji, gdyż wyznaczają one cele ludzkiego działania, mobilizują wewnętrznie, a także – w dużym stopniu – nadają sens ludzkiemu życiu. Dotyczy to jednak tylko zdrowych i twórczych ambicji. One bowiem chronią przed apatią, zgnuśnieniem oraz marnowaniem cennego czasu. Historia uczy, że to właśnie ludzie pracowici, ambitni i pomysłowi przyczyniają się głównie do postępu kulturowo-cywilizacyjnego. Tak jak ogrody, sady, czy różnego rodzaju plantacje, domagają się solidnej pracy i pielęgnacji, tak samo ma się rzecz ze zdrowymi ambicjami. Domagają się one rzetelnej pracy i starannej pielęgnacji, bowiem w przeciwnym wypadku mogą ulec „zdziczeniu”, „skarłowaceniu” lub „niepożądanym przerostom”.

Mówiąc zaś o ufności pokładanej w Bogu należy podkreślić, że ona karmi się pokorą. Im bardziej człowiek staje się pokornym, tym więcej zdoła  wzrosnąć w ufności do Boga. Najpierw pokora, która polega na uwalnianiu się od próżności, zarozumiałości i niezdrowych ambicji. Gdy człowiek troszczy się o to, by jego myśli, słowa i czyny nie były wypełnione tylko nim samym, swoją próżną chwałą, to wtedy pojawi się w nim duchowa przestrzeń, którą Bóg chętnie wypełnia i zagospodarowuje. Człowiek otrzyma wówczas szansę stać się w Jego rękach skutecznym i uległym narzędziem. Opierając się ufnie na Bogu będzie mógł powtórzyć za św. Pio z Pietrelciny: „Choćby świat wywrócił się do góry nogami, choćby ciemności ogarnęły wszystko – nic nie powinno napawać mojej duszy niepokojem, gdyż Bóg jest z mną”.   

Życie jako wędrówka człowieka ku Bogu


Wczytując się uważnie w oryginalny tekst hebrajski będziemy mogli w pierwszym wersecie odczytać go zupełnie inaczej. Tam gdzie tekst hebrajski został przetłumaczony: „Panie, moje serce nie jest wyniosłe”, można to przetłumaczyć: „Panie, moje serce nie kieruje się ku górze”. Ktoś może zapytać, a skąd my to wiemy? Na jakiej to podstawie? Odpowiedź jest bardzo prosta. Przecież dobrze wiemy, że zwykle słowa posiadają więcej niż jedno znaczenie. Otóż występujące tutaj hebrajskie wyrażenie lō՚-gābah, może znaczyć także: „nie wznosi się”, „nie kieruje się ku górze” (chodzi tu o negatywne znaczenie tej czynności). Co więcej, czasownik gābah występujący w wyrażeniu lō՚-gābah, niesie z sobą ideę „wysokości”, „wyższego stanu”, „góry”.

 Zaś następne słowa pierwszego wersetu: „Oczy moje nie patrzą z góry”, można przetłumaczyć: „moje oczy nie patrzą z arogancją ze wzgórza”, albowiem wyrażenie lō՚-rāmû, można oddać słowami: „nie patrzą z pogardą ze wzgórza”. Co więcej, hebrajski czasownik rāmû, wywodzący się od rûm, „być wysoko”, „wzbić się”, „wznieść się”, również niesie w sobie ideę „góry” i „wzgórza”. Zaś słowa: „Nie gonię za tym, co wielkie”, można przetłumaczyć: „nie idę na wzgórza”. Występujące tutaj hebrajskie wyrażenie lō՚-hillake, „nie idę”, „nie wstępuję”, pochodzi od hebrajskiego czasownika hālak, „iść”, „chodzić”, „wejść”, „wstępować”. Tą drogą dochodzimy do innego znaczenia pierwszego wersetu, albowiem znika poprzednia terminologia: „pycha” i „wyniosłość”, a pojawia się nowa: „góra” i „wzgórze” („wyżyna”).

a. Pogański kult bożków na wyżynach

Co takiego kryje się za tymi nowymi terminami: „góra” i „wzgórze”? Odpowiedź jest tu tylko jedna jedyna. Jest tu mowa o pogańskim, bałwochwalczym kulcie na tzw. „wyżynach”. Otóż poprzedni mieszkańcy Palestyny, Kananejczycy i Moabici, na długo jeszcze przed przybyciem Izraelitów do Ziemi Świętej składali na „wzgórzach” ofiary swoim bóstwom. Tego rodzaju miejsca kultu znajdowały się na ogół w pobliżu miast. Trzeba było „wejść” na wyżynę leżącą poza rodzinnym miastem, a następnie „zejść”, by powrócić do miasta (por. 1 Sm 9, 12-25). Na terenie Palestyny było bardzo wiele takich „wyżyn”, ponieważ każde miasto lub osada starła się mieć swoje własne miejsce kultu. Chociaż te „wyżyny” były niszczone przez Izraelitów (por. Pwt 12, 1-14), ale tu i tam zachowały się one w miastach Judei, Samarii i Izraela. Autorzy biblijni zawsze surowo je potępiali i uważali za nielegalne. Negatywny osąd „wyżyn” wynikał między innymi stąd, że nadal był tam uprawiany kult lokalnych bożków (1 Krl 11, 7), jak również dlatego, że Izraelici byli przekonani, że tylko Jerozolima jest ich jedynym legalnym miejscem, gdzie powinni składać ofiary JHWH, Bogu Izraela.

Niegdyś Mojżesz nakazał swemu ludowi, by z chwilą przyjścia do Ziemi Obiecanej, natychmiast wyniszczyli wszystkie miejsca kultu lokalnych bóstw. Ponadto nie wolno im było przekształcać tych miejsc kultu dla oddawania czci JHWH, Boga Izraela. Natomiast polecił im, by znaleźli sobie takie jedno odpowiednie miejsce i tam składali Bogu ofiary. Wybór padł na Jerozolimę i tam właśnie król Salomona (962-922) wybudował okazałą przepiękną świątynię dla JHWH, Bogu Izraela.

Jak wyglądały „wyżyny” i jak się tam dokonywał kult bożków? Stały tam ołtarze na składanie ofiar ze zwierząt oraz ołtarze kadzielne, ponadto były tam stele i aszery. Nawet niedaleko Jerozolimy znajdowała się „wyżyna”, na której niegdyś palono dzieci w ofierze lokalnemu bóstwu (por. Jr 19, 5). Zaś prorok Ezechiel utrzymuje, że pogańskie miejsca kultu najczęściej służyły jako miejsca nierządu sakralnego, który dokonywał się w ramach kananejskiego kultu płodności (Ez 16, 24-25; por. Jr 3, 2). Jest rzeczą oczywistą, że stanowiło to dla Izraelitów ciągłą i groźną pokusę z tej racji, że był to kult czysto pogański i w rzeczywistości oznaczał apostazję, tzn. odwrócenie się od JHWH, Boga Izraela a „przylgnięcie” do pogańskiego bóstwa Aszery, demona seksu.  

b. Nieizraelski prorok Balaam

Izraelici nie byli wolni od tego rodzaju pokus nawet w drodze z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Mówi nam Księga Liczb, że gdy przybyli oni do Moabu „zaczął lud uprawiać nierząd z Moabitkami. One to nakłaniały lud do brania udziału w ofiarach składanych ich bożkom. Lud spożywał dary ofiarne i oddawał pokłon ich bogom. Izrael przylgnął do Baal-Peora, a gniew Pana zapłonął przeciw niemu” (25, 1-4). Ma to pewien związek z nieizraelskim prorokiem Balaamem (por. Lb 22-24). Gdy Izrael wkroczył do Moabu, rozbił warowny obóz w pewnej dolinie w kształcie kwadratu. Pośrodku obozu postawili także Namiot Spotkania w kształcie kwadratu. Dla ówczesnych ludów format „kwadratu” symbolizował potęgę, której nie można było przezwyciężyć. To m.in. dlatego piramidy w Egipcie były budowane o podstawie czworokątnej.  

Król Moabu Balak przeraził się na ten widok i natychmiast wysłał posłańców do Babilonii, by sprowadzili Balaama, słynnego wieszcza, by rzucił na Izraelitów magiczne przekleństwa. Wierzył bowiem, że one osłabią Izraelitów i wtedy zdoła pokonać ich w walce. Lecz Balaam, posłuszny Bogu Izraela, zamiast ich przeklinać, to ich pobłogosławił. Jedno z tych błogosławieństw jest proroctwem o wielkim przyszłym królu, o mesjaszu Izraela: „Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło” (Lb 24, 17).

Jedna ze starożydowskich legend donosi, że Balak po wysłuchaniu tej wyroczni Balaama (por. Lb 23, 4-24, 25) rozzłościł się i zadał dość kuriozalne pytanie: „Czy to nie ma żadnego sposobu na Żydów?” Wtedy Balaam odrzekł: „Jest tylko jeden jedyny sposób. Należy ich sprowadzić na drogę grzechu. Sprawić, by się sprzeniewierzyli swemu Bogu i odwrócili od Niego. Tylko wtedy staną się słabi i będą mogli być pokonani”. Moabici poszli chętnie za tą radą Balaama. Bezpośrednim narzędziem kuszenia były Moabitki, które nakłaniały Izraelitów do brania udziału w ofiarach składanych ich bożkom. Składanie tych ofiar łączyło się oczywiście z „nierządem sakralnym”. I tak oto Moabitki stały się tutaj symbolem osób, spraw, wydarzeń i wierzeń, które są dla człowieka przeszkodą na drodze do Boga lub zajmują miejsce Boga w sercu człowieka.

 Nic więc dziwnego, że w tradycji biblijnej i judejskiej, Balaam uchodzi za gorszyciela i nauczyciel zła. Echo tej tradycji mamy w Nowym Testamencie. W Apokalipsie św. Jana Zmartwychwstały Pan stawia taki oto zarzut Kościołowi w Pergamonie: „Ale mam nieco przeciw tobie, bo masz tam tych, co się trzymają nauki Balaama, który pouczył Balaka, jak podsunąć synom Izraela sposobność do grzechu przez spożycie ofiar składanych bożkom i uprawianie rozpusty” (2, 14, por. 2 P 2, 15).

c. Kluczowe przesłanie Psalmu 131

Psalm 131 mówi o człowieku, który nie kieruje swego wzroku ku pogańskim bożkom, ani nie szuka u nich na „wyżynach” żadnej pomocy. Mówi o człowieku, który całkowicie wyrzekł się bożków i czci jedynie JHWH, Boga Izraela. Mówi o człowieku, który wierzy i wyznaje: tylko JHWH, Bóg Izraela, jest Wielki. I tylko przed Nim, przed Jego Boskim majestatem czuję się on szczęśliwy i prawdziwie sobą. Wie, że sam z siebie jest tylko maleńkim pyłkiem, ale to go nie zasmuca, lecz wręcz przeciwnie napawa go radością i pokojem.

Tak oto docieramy do duchowej głębi tego psalmu. Do człowieka, który uznaje, że JHWH, Bóg Izraela, jest dla niego wszystkim, tak jak matka jest wszystkim dla swego dziecka. Tylko On jest wielki. Tylko w Nim ludzkie życie może się w pełni realizować. Tylko Jemu można całkowicie zaufać. Takim człowiekiem, oddanym bez reszty sprawom Ojca Niebieskiego był przede wszystkim Syn Boży, Jezus Chrystus. Takim człowiekiem może się stać także każdy uczeń i naśladowca Jezusa Chrystusa.

Św. Paweł mówi nam, że my jako uczniowie Jezusa Chrystusa i Jego naśladowcy, otrzymaliśmy ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać szczerze i prawdziwie: Abba, „Ojcze!” (Rz 8, 15), po czym dowodzi, że „na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serca naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4, 5). Jezus zaś w Ogrodzie Oliwnym, modląc się do Ojca Niebieskiego, mówi: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]” (Mk 14, 36). Łatwo zauważyć, że znajdujące się tutaj aramejskie słowo abba, pojawia się zawsze w łączności ze słowem „Ojcze!” Co takiego nowego słowo abba wnosi tutaj? Otóż wyraża i podkreśla obopólną czułość i miłość. W społeczeństwie żydowskim nawet dorosłe dzieci tak mogły zwracać się do ojca, a nie tylko małe dzieci. Syn, mówiąc do swego rodzica:  abba, „ojcze”, tym samym podkreślał, że czuje się kochanym przez swego ojca w sposób wyjątkowy i że on także darzy ojca szczególną miłością.

Skoro Duch Święty, pobudza uczniów Jezusa Chrystusa do tego, aby zwracali się do Ojca Niebieskiego ufnie i serdecznie, mówiąc: Abba, „Ojcze!” (Ga 4, 5), oznacza to, że Duch Święty pragnie, abyśmy zwracali się do Ojca Niebieskiego czule i serdecznie, jak dziecko do swego kochającego ojca. „Odrodzeni przez sakrament chrztu, przeżywamy ogromną radość, gdy w sobie samych odczuwamy zadatek Ducha Świętego, który daje nam rozumienie tajemnic, wiedzę objawień, mowę mądrości, mocną nadzieję, charyzmat uzdrowień i władzę nad złymi duchami. Wszystko to przenika nas jak krople wody i stopniowo wydaje obfite owoce” (Św. Hilary, Z komentarza do Psalmów, Liturgia Godzin, t. IV, s. 238-239).

Do wspomnianej wyżej św. Teresy od Dzieciątka Jezus, mistrzyni „małej drogi”, warto dołączyć także świadectwo polskiej mistyczki, Sługi Bożej, s. Leonii Marii Nastał (1903-1940) ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Starowiejskich. Chociaż była bardzo „zanurzona w życiu czynnym, osiągnęła szczyty modlitwy kontemplacyjnej i mistycznego zjednoczenia z Bogiem na drodze niemowlęctwa duchowego” (por. E. Korobij, Dla Ciebie Jezu z miłości!, Rzeszów 2002, s. 7). „Droga, którą jej wskazali Jezus i Matka Najświętsza, jest najkrótszą drogą do świętości. Jej istotą jest uznawanie własnej niewystarczalności, małości i niemocy, połączone z bezgraniczną ufnością wobec Boga. Polega ona na całkowitym powierzeniu się Ojcu Niebieskiemu – tak jak niemowlę powierza swój byt, teraźniejszość i przyszłość kochającej matce i kochającemu ojcu” (por. S. M. Kołdon, O niemowlęctwie duchowym, Kraków 2000, s. 85).

Zakończenie


Psalm 131 to doskonała przypowieść o szczerym i prawdziwym dziecięctwie duchowym. O człowieku, który całkowicie zaufał Bogu i Jemu bez reszty się powierzył. Jest to także przypowieść o niezawodnej nadziei, której nic nie zdoła zawieść. Gdy człowiek osiągnie taką „wewnętrzną nadprzyrodzoną wiedzę, płynącą z wiary, nadziei i miłości”, to już za ziemskiego życia doświadczy, że Bóg go zna i kocha jako swoje umiłowane dziecko. Rozumie, że Bóg go zawsze oczekuje, ilekroć miał nieszczęście zgrzeszyć i oddalić się od Niego. Wie, że w każdej chwili może do Niego powrócić i że spotka się z Jego niebywałą radością, że „był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 32).              

Podobne artykuły