Dopiero ostatnio miałem okazję przeczytać jedną z najważniejszych książek Alberta Camusa „Obcy”. Nie ukrywam, że wywarła ona na mnie piorunujące wrażenie, gdyż opowiada o rzeczywistości, która stoi w totalnej opozycji do świata wartości chrześcijańskich. Niestety nie jest to tylko literacka fikcja... postawa bohatera jest coraz częściej spotykana u współczesnego człowieka.
Historia opowiada o francuskim urzędniku Meursault. Przyjeżdża on do Algieru na pogrzeb matki, którą oddał do przytułku. Podczas pogrzebu jest całkowicie beznamiętny. Przy trumnie matki spokojnie popija kawę i częstuje papierosami. Co więcej, zaraz po pogrzebie wdaje się w romans z kobietą i oddaje się uciechom życia. Niestety także w tej relacji nie jest w stanie odwzajemnić uczucia, jakim darzy go kochanka i na pytanie o małżeństwo odpowiada, że wszystko mu jedno. Wreszcie pasmo nieszczęsnych zbiegów okoliczności powoduje, że Meursault zabija z zimną krwią człowieka. W czasie procesu sądowego nie wyraża skruchy i żalu. Mówi jedynie, że jest mu przykro. Skazany zostaje na śmierć, ale nawet w jej obliczu odrzuca religijną otuchę księdza, który do niego przychodzi. Przyznaje, że nie wie, co to grzech.
Tę krótką powieść można czytać na różne sposoby. Najpierw mamy do czynienia z buntownikiem, który nie akceptuje otaczającego go świata wartości. Ludzie nie są w stanie zrozumieć jego zachowania, dlatego stopniowo następuje w nimi proces wyobcowania. W świecie, gdzie moralność, religia i współczucie są powszechnie uznawane za dobre, dla niego nie przedstawiają żadnej wartości. W postawie absurdu i nihilizmu staje się „antychrystem”, który popada w duchowy obłęd. Na dobro i zło patrzy zupełnie apatycznie. Z pełnym spokojem podchodzi do śmierci matki, zabójstwa i wreszcie skazującego wyroku. Pozbawiony wyższych uczuć staje się ucieleśnieniem beznamiętnego zła. Spokój, który osiągnął, jest wręcz psychopatyczny i odczłowieczony, chociaż wydawać się może, że mamy do czynienia z prawdziwym stoikiem. Jego postawa i wybory wprowadzają w czytelniku poczucie bezsensu i ukrytej rozpaczy. Obraz degeneracji człowieczeństwa jest tu tak silnie zarysowany, że aż trudno uwierzyć, w jaki sposób zło zobojętnia człowieka. Po przekroczeniu pewnego poziomu absurdu i egoizmu bohater zanurza się w otchłań własnej egzystencji, która nawet według niego nie przedstawia żadnej wartości. Jego życie staje się piekłem. Piekłem, które zostało przez niego w pełni zaakceptowane.
Powieść ta uświadamia mi, jak bardzo człowiek może stracić kontakt z własnym człowieczeństwem i światem wartości. Wyższe uczucia i empatia wydają się w pewnym momencie kpiną. Nawet przebaczający Bóg jawi się wtedy jako groteskowy. Powieść ta to dla mnie przestroga przed tym, jak bardzo zło pozbawia człowieka radości życia i szansy na zbawienie.