W codziennym życiu i na rachunku sumienia zbyt często utożsamiamy grzech ze złym postępowaniem, uczynkiem, złamaniem przykazania. Ewangelia zwraca jednak uwagę, że grzech to coś znacznie poważniejszego. Dla Jezusa grzech jest przede wszystkim niechęcią do rozwoju, odrzuceniem miłości, zatwardziałością serca. Dobrze ilustrują to przypowieści: o talentach, o owcach i kozłach, o drzewie, które nie wydaje dobrego owocu. Nie wystarczy zatem w spojrzeniu na własną grzeszność wyliczyć wszystkie popełnione złe uczynki.
Jak zatem właściwie traktować grzech? Przede wszystkim należy zadać sobie pytanie: jaki jest mój stosunek do grzechu? Bardzo dobrze wychodzi to podczas spowiedzi, kiedy człowiek oprócz wyliczenia swoich win kieruje uwagę na chęć nawrócenia i konkretne rozwiązania problemów. Nie wystarczy bowiem tylko uznać się za grzesznika. Trzeba przede wszystkim coś z grzechem zrobić. Oczywiście Jezus przychodzi tutaj z pomocą, ale ważny jest moment, w którym podejmuję konkretne działania, aby zerwać z tym, co jest moim nieuporządkowanym przywiązaniem. W innym wypadku koło się zamyka. Nie chodzi mi tutaj o powtarzalności grzechów, bo każdy przypadek jest inny i w grę mogą wchodzić różne czynniki (uzależnienia, niedojrzałość). Sprawa polega na tym, że człowiek musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby podjąć trud nawrócenia. W innym przypadku można popaść w duchową schizofrenię, stan, w którym grzech staje się główną osią mojego życia duchowego. A to już jest poważny problem!
Poznanie schematu moich grzechów pozwala na autentyczne podjęcie pracy nad sobą. Grzech w takim przypadku jest już nie tylko „nieszczęśliwym wypadkiem”, ale staje się okazją do zbliżenia ku Bogu. Zauważył to już św. Paweł, który dobitnie podkreślił: „gdzie grzech, tam również rozlewa się łaska”. Takie podejście ściąga z nas odium winy i pozwala na radosne pójście za Jezusem.