Kapłan ma być jak pies pasterski

Za każdym razem, kiedy obchodzimy Niedzielę Dobrego Pasterza, w kościołach słyszymy Ewangelię o tym, jak Jezus - Dobry Pasterz kocha swoje owce i chce dla nich jak najlepiej. Jest jednak w tym opowiadaniu ukryty bohater niewymieniony z imienia. To pies pasterski, który nieustannie towarzyszy swojemu pasterzowi.

Od wieków pasterze wykorzystują psy przy swoich obowiązkach. Pomoc ta jest czymś niesamowicie potrzebnym, ale też bardzo trudnym. Od razu nasuwa się skojarzenie z tymi, którzy są odpowiedzialni za bezpieczeństwo i dobrobyt w Bożej owczarni. Duszpasterze, bo o nich mowa, powinni być jak psy pasterskie. Z jednej strony słuchają tylko pasterza i jemu są wierni. Stado nie jest ich własnością. Posługują w imię pasterza i to on nimi zarządza. Dzięki niemu zostali wyszkoleni do bardzo ważnego zadania, jakie mają spełnić wśród owiec. To on ich karmi, pielęgnuje ich i w każdym momencie może stanąć w ich obronie. Z drugiej strony pies pasterski ma za wszelką cenę bronić owiec, które zostały mu powierzone. Jest jakby na frontowej linii, gdzie musi być gotowy na wszystko. To właśnie on stawia czoła wilkom i innym zagrożeniom, które mogą czekać na stado. Jednocześnie pilnuje, aby owce się nie rozproszyły. Zdarza się, że pies i owca wejdą w konflikt, wówczas potrzebne jest dobre wyszkolenie i trafna intuicja. Nie można dać się sprowokować.

Owce często nie są świadome obecności psa pasterskiego do momentu, aż ten zacznie ujadać i kierować je na dobre tory. To on jako pierwszy wyczuwa zagrożenie i reaguje bezzwłocznie. Chroni owce ze względu na miłość do pasterza. Wie, że wykonuje pracę dla niego i że jest tylko narzędziem – przedłużeniem laski pasterskiej i procy. Swoje naturalne zdolności wykorzystuje dla dobra stada i musi być gotowy nawet na najtrudniejsze spotkania ze stadami wilków.

Oby nigdy nie zabrakło nam takich właśnie duszpasterzy!