„Witaj dobry krzyżu, weź mnie od ludzi i zwróć mnie Chrystusowi, Mistrzowi mojemu, który zawisł na tobie”. Takie słowa odnajdujemy dzisiaj w antyfonie brewiarzowej w odniesieniu do męczeństwa Świętego Andrzeja Apostoła. Ciekawe jest to, że krzyż jest przedstawiony tutaj jako narzędzie wybawienia. Co więcej, jest wybawieniem od innych ludzi.
![](https://michalici.pl//storage/Blogi_foto/Mateusz_szerszen/saint-andrew-2852188.jpg)
Już starożytni filozofowie zauważyli, że zanurzenie się w sprawach ludzkich czyni człowieka „mniejszym człowiekiem”. Wybawienie, które ma przynieść krzyż jest prawdopodobnie wybawieniem od toksycznych relacji, które mogą nas łączyć w rodzinie, wspólnocie lub relacjach zawodowych. Jeden dla drugiego może stać się krzyżem nie do uniesienia. W takiej sytuacji często brakuje nam sił na ponowne otwarcie się w kontakcie z drugim człowiekiem. Szukamy ratunku w Bogu, bo w głębi serca czujemy, że drugiego człowieka nie jesteśmy w stanie zmienić. Ludzie generalnie bardzo rzadko się zmieniają, dlatego tak wiele wysiłku kosztuje Boga nawrócenie człowieka i przekonanie go o Swojej miłości. Czy zatem powinniśmy unikać kontaktów z ludźmi? I tak i nie. Powinniśmy unikać kontaktu z ludźmi, którzy sprawiają, że oddalamy się od Boga i jednocześnie coraz mniej jesteśmy sobą (toksyczność). Kiedy zaczyna się udawanie w relacji z drugim człowiekiem, to prędzej czy później, dojdzie do załamania. Znamy takie sytuacje, kiedy najlepszy przyjaciel staje się nagle naszym największym wrogiem. Nie możemy jednak całkowicie zrywać relacji z drugim człowiekiem. Nie byłaby to postawa chrześcijańska! Czasami wystarczy zachować poprawne stosunki. Na szczęście Pan Jezus nie kazał nam się nawzajem lubić, ale kazał nam się wzajemnie kochać. A to dwie całkiem różne sprawy.