Smartfon

Wszystko zaczęło się od braku. Od tego, że człowiek nie pamiętał wystarczająco, nie widział wystarczająco, nie liczył wystarczająco. Braki te, jak u każdego zwierzęcia samoświadomego, wywoływały ból. Ból deficytu. Umysł czuł się niedokończony. I wtedy zaczęła się historia protez.

Najpierw był kij, potem pismo, okulary, maszyna parowa, komputer. Wszystko to – przedłużenia człowieka. Ale smartfon to coś innego. On nie jest już tylko narzędziem, które wydłuża zasięg ręki albo ostrość wzroku. On stał się organem psychicznym, wszczepionym nie chirurgicznie, ale kulturowo. Działa w symbiozie z naszym mózgiem – tak ścisłej, że oddzielenie go budzi objawy odstawienia. Człowiek bez smartfona nie czuje się nagi. On czuje się głupi. Niewidomy. Oderwany od świata i siebie.

Smartfon to proteza kognitywna totalna. Zastępuje pamięć – nie uczymy się już numerów telefonów, nie pamiętamy dat, nie gromadzimy wiedzy, bo wszystko można wygooglować. Zastępuje percepcję – filtruje świat, przetwarza obrazy, kataloguje wspomnienia, podpowiada, co warto widzieć. Zastępuje uwagę – staje się jej treserem, karmicielem i uzurpatorem. To on decyduje, czym się interesujesz, co przeczytasz, kogo pokochasz. Zastępuje wolę – bo kiedy każda decyzja zostaje podsunięta w postaci algorytmicznej sugestii, wolność wyboru staje się pozorem.

To nie jest już narzędzie. To nie jest już medium. To jest przestrzeń mentalna, w której odbywa się życie psychiczne współczesnego człowieka. Żyjemy na ekranie, przez ekran, dla ekranu. Myślimy o tym, jak coś wygląda w formacie zdjęcia, jak zostanie odebrane w mediach społecznościowych, czy warto to zapisać, wysłać, udostępnić. Wewnętrzny monolog został skolonizowany przez system powiadomień.

Paradoks polega na tym, że proteza, która miała ulepszyć człowieka, przejęła nad nim władzę. Nie tylko rozszerzyła umysł, ale go przeprogramowała. Smartfon nie dodaje nam mocy – on nas tresuje, byśmy funkcjonowali w rytmie jego potrzeb. Każde zerknięcie na ekran to mikro-nagroda, każdy gest – rytuał przywiązania. Trzymamy urządzenie, ale to ono trzyma nas.

I oto stajemy u kresu ewolucji człowieka jako bytu autonomicznego. Nie dlatego, że technologia nas zabija. Przeciwnie – ona nas przedłuża, ale jak pasożyt. Tworzy świat, w którym człowiek przestaje być potrzebny jako nosiciel umysłu. Wystarczy, że będzie terminalem, odbiornikiem, klikającym kciukiem.

Można oczywiście powiedzieć: przesada. Przecież to tylko narzędzie. Można go wyłączyć, zostawić w domu, wrócić do papieru, rozmowy, ciszy. Można, ale się nie chce. I to jest najgłębszy dowód na to, że nie mamy już do czynienia z narzędziem, lecz z wszczepem. Kiedy człowiek nie chce być bez niego, bo nie umie, bo nie czuje się sobą – to znaczy, że ta proteza stała się częścią jego tożsamości.

To nie człowiek stworzył smartfona. To brak stworzył smartfona. I ten brak, który zaspokajamy ekranem, rośnie. Rosnący głód bodźców, natychmiastowości, uznania, obecności. Zamiast się wypełniać, człowiek się perforuje. Każde powiadomienie to nowe pęknięcie – uwaga rozszczepiona, obecność rozmyta, świadomość podzielona. Nie mamy jednego umysłu. Mamy jego rozproszone wersje – w chmurze, w aplikacjach, w skrzynkach, które same wiedzą, czego pragniemy.

Smartfon to nie tylko proteza umysłu. To jego projekcja. Tworzymy urządzenie, które z czasem zaczyna odtwarzać sposób naszego myślenia – a potem odwraca relację: myślimy tak, jak ono działa. To, co miało być lustrem, staje się zwierciadłem krzywym. Co miało być pomocą, staje się dominacją. Co miało być rozszerzeniem – okazuje się pułapką.

I nie chodzi o to, że mamy wrócić do epoki kamienia łupanego. To niemożliwe. Ale warto zrozumieć, że smartfon nie jest czymś zewnętrznym wobec człowieka. To człowiek zewnętrzny wobec smartfona staje się fikcją. Czasem trzeba przestać patrzeć w ekran – nie po to, by go odrzucić, ale by odzyskać wzrok. Ten, który jeszcze nie należy do algorytmu.

Inne artykuły autora

Smartfon

Farinata

Leon XIV – Papież na czas przełomu