W gospodzie

Błogosławiony Bronisław Markiewicz szkołę podstawową ukończył w Pruchniku, a średnią w Przemyślu. Niektórym profesorom zarzuca wpajanie idei bezbożnych w umysły młodzieży. Nawet wymienia ich nazwiska i imiona. Potem jako młody wikariusz doświadcza tego jeszcze raz. Byli to inżynierowie, adwokaci i profesorowie, którzy systematycznie odwodzili młodzież od praktyk religijnych, podsuwając im pisma i książki bezbożne. Poszukując drogi spotkał się z nowelami Józefa Korzeniowskiego, w których pisarz poruszał tematy o życiu i o ludziach.

Józef Dąbrowski otworzył delikatnie drzwi gospody, a dzwonek zawieszony nad nimi zadźwięczał. Za nim do środka wszedł Bronek. Obecni tam starsi koledzy ze szkoły siedzieli przy dużym stole, na którym znajdowały się dzbanki z piwem. Gwar był wielki, każdy rozmawiał i wykrzykiwał. Józek i Bronek stanęli z boku i przez chwilę obserwowali.

Wśród tej wrzawy i śmiechów, i brzęku szklanek rozróżnić można było tylko niektóre słowa: „Za twoje zdrowie!” „Do ciebie!”  „Vivat!” „Niech żyje..!” „Niech żyje!”. Był tam jeszcze jeden stół, na którym leżały różne czasopisma. Na nim, innymi razy, znajdowały się dzieła różnych filozofów. Usiedli. Ale Józek wstał i poszedł pozdrowić znajomych.

Bronek wziął do ręki jedno z czasopism. Przeglądając go, zatrzymał swój wzrok na opisie spotkania młodzieży, która świętowała zakończenie roku szkolnego. Wydawało mu się, że była to scena, w której uczestniczył innym razem i która teraz działa się na jego oczach. Ale tym razem obserwował ją z boku. Miał dość czasu by o tym myśleć, gdyż Józek zatrzymał się dłużej z kolegami. I kiedy wrócił, Bronek powiedział mu, że nie chce tu dłużej przebywać. Chciał opuścić to miejsce jak najszybciej.

Kiedy wyszli, na dworze było już ciemno. Rozeszli się bez słowa. Bronek niespokojny udał się na stancję gdzie podczas roku szkolnego mieszkał ze swoimi braćmi. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać książki i zeszyty. To zajęcie niepokoiło go i denerwowało jeszcze bardziej. W ubraniu rzucił się na łóżko. Ale sen nie przychodził. Jednak zmęczenie i stan ogólnego poruszenia powoli go przemogły.

Inne artykuły autora

Redukcje markiewiczowskie (III)

Redukcje guarańskie i markiewiczowskie (II)

Redukcje markiewiczowskie (I)