Z dziejów „anielskich” czasopism dla dzieci

Najpopularniejszym (wysokonakładowym) polskim „Aniołem Stróżem” był warszawski tygodnik redagowany i wydawany przez Juliusza hr. Ostrowskiego, a kierownictwo literackie powierzono Wandzie Grochowskiej (pisała pod różnymi pseudonimami, najczęściej „Wieśniaczka z nad Wisły” lub „WG”).

Redaktor naczelny nie podpisywał swych tekstów w ogóle, były to po prostu anonimowe artykuły „Od redakcji”. Założycielem tego pisma był niezwykle ceniony obecnie bł. ks. Ignacy Kłopotowski. Kiedy przeprowadził się on z Warszawy do Lublina, także periodyk powędrował wraz nim. Niestety w nowym miejscu bez większego powodzenia był wydawany zaledwie dwa lata (1926-1927). Wśród autorów warszawskiego tygodnika nie znajdziemy głośnych nazwisk: St. Junosza, Janina Chlewicka, Janina Suchońska, Jadwiga Trzebuchowska, wspomniana Wanda Grochowska. W dostępnych mi kilku pierwszych rocznikach (każdy numer to zaledwie osiem stron) wyraźnie można wyodrębnić kilka bloków tematycznych. Na pierwszej i drugiej stronie  zamieszczano komentarze do aktualnego święta roku liturgicznego, a ponieważ pismo zaczęło wychodzić na wiosnę, kolejno zamieszczono takie tematy: Zwiastowanie NMP, W palmową niedzielę, Wielkanoc, Maj – miesiąc Matki Bożej, Wniebowstąpienie, Zielone Świątki, Boże Ciało, Miesiąc Serca Pana Jezusa, Alojzy Gonzaga młodzieniec anielski, Wniebowzięcie NMP, Matka Boża Różańcowa, Anioł Stróż, Nici Matki Boskiej, Wszystkich Świętych, Stanisław Kostka, Święty Marcin, O adwencie i roratach, Święta Bożego Narodzenia. Następne strony (druga i trzecia) służyły budzeniu uczuć patriotycznych i przywoływaniu kart historii polskiej, wszak ojczyzna nie posiadała niepodległości. Najważniejsze były tu gawędy o władcach i królach, od Piasta, Lecha i Mieczysławów (obecnie mówimy o Mieszkach) poczynając, przez wszystkich Piastów i Jagiellonów, a przeplatanych sylwetkami wybitnych Polaków: Kopernik, ks. Piotr Skarga, Franciszek Karpiński, bp Ignacy Krasicki, Kazimierz Brodziński, romantyczni wieszcze Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, i bardziej współcześni: Jan Matejko, Wincenty Pol, Syrokomla, Teofil Lenartowicz, Stanisław Jachowicz. Najmniej ciekawie prezentował się blok literacki: nieciekawe opowiadania i powieści w odcinkach, np.: Wiesławek. Opowieść z dawnych czasów; Zadowolenie czyni szczęśliwym. Powiastka z życia wiejskiego; Dziadówna czyli przygody Józia i Helenki. Na dwóch ostatnich stronach drukowano ciekawostki przyrodniczo-folklorystyczne, np. Ogródek, Święcone i pisanki, Bogactwa ziemne kraju, Wulkany, Nasze zboża, Dożynki, cykl Jakich zwierząt ludzie do jazdy używają, W jaki sposób ogień wynaleziono. Sporo sylwetek zwierząt i roślin; Skowronek, Bocian, Kukurydza, Gęsi, Skorek, Nietoperz, Robaczki świętojańskie, lipa, Motyle, Łabędź itd. Od czasu do czasu przewijał się temat krajoznawczy: Kazimierz nad Wisła, Zamek w Pińczowie, Brama Floriańska w Krakowie. I to na tyle, czasem przeleciał nad tym wszystkim temat anielski, ale ze zrozumieniem aniołek pokiwał główką „Czas niewoli ojczyzny wymaga innych tematów, innych czynów”.

Tytuł „Anioł Stróż” funkcjonował w obiegu społecznym przez ok. 40 lat, by ustąpić w latach trzydziestych XX wieku nowym nośniejszym nazwom, w które chętniej „ubierały się” religijne pisemka dziecięce: „Promyk Boży”, „Rycerzyk Niepokalanej”,  „Mały” (np. „Mały Misjonarz”, „Mały Gość Niedzielny”, „Mały Apostoł”. Naturalnie w pismach tych, a niektóre wychodzą do dzisiaj, co jakiś czas pojawiają się aniołowie, a nawet bywają w okolicach świąt Bożego Narodzenia i świąt anielskich (29 września i 2 października) specjalne numery monograficzne o aniołach. Omówione periodyki były wydawane starannie, ale ich strona graficzna daleko odbiegała od „kolorowego zawrotu głowy” współczesnych nie tylko dziecięcych gazet. Wszystkie były czarno-białe, winiety skromne, w środku sporo grafik czarno-białych, czasem technicznie marne fotografie. Taka była ówczesna norma i pod tym względem nie wyróżniały się od pism „dorosłych”. Dzisiaj na początku XXI wieku mogą stanowić pewną wartość antykwaryczną, ale ich zawartość oraz strona techniczna poruszą tylko prawdziwych koneserów. Ja do nich należę i wierzę że podobnie odczuwających osób jest więcej. Naprawdę, wzrusza mnie i wprowadza w głęboką melancholię obcowanie z tekstami adresowanymi do dzieci, które od dawna nie żyją. Wzrusza nawet oglądanie kiepskiej jakości fotografii uwieczniających osoby i przestrzenie również minione.    

Inne artykuły autora

Pieśń słoneczna albo pochwała stworzeń (II)

Biedaczyna z Asyżu i Pieśń słoneczna (I)