Nie minął dzień od napisania tekstu „Dosyć tych profanacji”, a byliśmy świadkami spełniających się słów z ostatniego akapitu, które mówiły o przelewaniu krwi w imię obrony wartości. We Wrocławiu zaatakowano księdza, chociaż bardziej adekwatne wydają się słowa, że próbowano go publicznie zamordować. Niestety, to nie pierwszy taki przypadek, a nienawiść wcale nie wydaje się mniejsza niż wcześniej. Cała sytuacja skłania do refleksji i jasnego stwierdzenia, że jako Kościół nie możemy się bać, bez względu na to jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić.
Obraz księdza idącego do kościoła na Mszę Świętą ma w mojej głowie szczególne miejsce. Jest to obraz pełen głębi i metafizyki, obraz obecności Chrystusa w świecie. Tu nie chodzi tylko o poczucie obowiązku, aby odprawić Mszę dla wiernych. Tu chodzi o to, że ksiądz, który idzie do kościoła na Mszę świętą reprezentuje Kościół i jest symbolem wędrującego Chrystusa, który żyje dla innych.
Celowo pójdę w sutannie, bo jej wygląd ma mi przypominać kim jestem i jaka może być cena mówienia prawdy, a wśród ludzi ma dokonywać ewangelicznego rozdziału na tych, którzy powiedzą: „Szczęść Boże!” i tych, którzy pomyślą: „Zabiję księdza!”.
Informacje z Wrocławia nie pozostawiają wątpliwości, że atak był zamierzony i wycelowany właśnie w ten symbol. Tamtego dnia zaatakowano nożem nie tylko księdza, ale podniesiono rękę na cały Kościół. Czyż nie jest to spełnienie zapowiedzi, którą wygłosił do uczniów sam Jezus: Owszem, nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie? (J 16,2-3). Nie chodzi nawet o to, aby żyć w przekonaniu o nadchodzącym męczeństwie, bo Kościół od wieków „rodził” męczenników. Chodzi o to, że wszystko wskazuje na to, że dzieje się rzecz niespotykana: chrześcijanin (jeżeli jeszcze można go tak nazywać!) dokonuje zbrodni na drugim człowieku (chrześcijaninie i księdzu). Atak nie przyszedł z zewnątrz, ale od „wilka w owczej skórze”. Giniemy z rąk ludzi ochrzczonych i wychowanych w kulturze chrześcijańskiej. Wracają do nas demony Wojny Trzydziestoletniej, Rewolucji Francuskiej i Październikowej. Brata zabija brat!
Wracają do nas demony Wojny Trzydziestoletniej, Rewolucji Francuskiej i Październikowej. Brata zabija brat!
W moich myślach to wydarzenie od razu przypomina mi postać bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Jego niezłomność i obrona Prawdy zaprowadziły go ostatecznie w ręce oprawców, którzy w brutalny sposób dokonali na nim zbrodni i zemsty za wszystko czym Kościół jest i jakie prawdy głosi. Słowa ks. Jerzego o wyzwalającej prawdzie brzmią w moich uszach za każdym razem, gdy stanąć trzeba w obronie Kościoła i gdy Kościół niesłusznie oskarżany jest o rzeczy najgorsze.
Na koniec chciałbym powiedzieć, że wpis ten nie powstałby, gdyby nie wydarzenie z wczorajszego dnia. Wychodząc w sutannie z plebanii do szkoły jeden z parafian zapytał: Ksiądz nie boi się tak wyjść w sutannie? W słowach tych brzmiała obawa i troska. Nie, nie boję się – odpowiedziałem – celowo pójdę w sutannie, bo jej wygląd ma mi przypominać kim jestem i jaka może być cena mówienia prawdy, a wśród ludzi ma dokonywać ewangelicznego rozdziału na tych, którzy powiedzą: „Szczęść Boże!” i tych, którzy pomyślą: „Zabiję księdza!”.