Zamknij się księżulu!

„Zamknij się księżulu, bo na niczym się nie znasz. Zajmij się Ewangelią, bo to, co prywatnie sądzisz, nikogo nie obchodzi” – tak zwrócił się do mnie swego czasu pewien starszy pan, któremu nie spodobało się moje upomnienie w kwestii moralności i spraw historycznych. Nierzadko zdarza się, że jestem zachęcany do ukrywania swoich prawdziwych poglądów. Co więcej, przekonywany jestem o tym, że publicznie nie wolno mi głosić pewnych opinii ze względu na dobro wiernych. Na szczęście jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się wyrażanie poglądów, które byłyby sprzeczne z moim wewnętrznym przekonaniem. Nie mam zamiaru wchodzić w rolę pewnego pewnego peerelowskiego historyka, który powiedział o Katyniu: „Ja mam swoje prywatne zdanie, ale kompletnie się z nim nie zgadzam”.

Duszpasterz często staje przed wyzwaniem, które dotyczy jego publicznego nauczania. Oczekiwaniem wielu słuchaczy jest to, aby podawać prawdę w formie złagodzonej, wymuskanej, miękkiej i jałowej. Takie głoszenie nazywam Ewangelią w formie soft. Tylko taka Ewangelia miałaby być przyswajalna dla współczesnego odbiorcy i oddawać pełnię ducha Chrystusowego. Problem polega na tym, że głoszenie Ewangelii, która nie jest spójna z wewnętrznymi przekonaniami jest parodią. Dobrze wiemy, że przekonują nas nie tylko piękne słowa, ale przede wszystkim czyny, które idą za słowami. Sam Jezus mówił o fałszywych prorokach, którzy wykorzystują Słowo Boże jedynie do swoich prywatnych celów. Zmieniają Ewangelię pod kątem własnych poglądów i przekonań. Są „wilkami w owczej skórze” (wełna jest przecież „soft”), którzy czerpią prywatne korzyści z głoszenia przeinaczonej Dobrej Nowiny. Liczą na poklask, uznanie, święty spokój, niesztampowe traktowanie i dowartościowywanie własnego ego.

Oczywiście nie o wszystkich swoich prywatnych przekonaniach muszę dzielić się na ambonie. Nie muszę uprawiać kaznodziejskiego ekshibicjonizmu. Są sprawy, co do których, moje prywatne przekonania nie mają żadnego znaczenia. O nich zwyczajnie milczę, co nie oznacza, że także je staram się poddać pod osąd Ewangelii i czynić z nich pewną spójną całość. W przeciwnym razie grozi mi letniość, która brzydzi Boga i jest jaskrawym przykładem niezrozumienia mocy Jego nauczania.

Ktoś może jednak powiedzieć: „Nie interesują mnie księdza prywatne poglądy”. To niedobrze! Jeżeli bowiem moje prywatne poglądy nie są zgodne z nauczaniem Kościoła i Ewangelią to należałoby mnie upomnieć, pouczyć, a jeżeli to nie pomoże to także zaprzestać słuchania tego, co głoszę. Nie da się bowiem oddzielić tego, co jest we wnętrzu człowieka, od tego, co przynosi Dobra Nowina. Konfrontacja między tymi rzeczywistościami jest nieunikniona. Tylko w taki sposób dokonuje się odnowienie wszystkiego w Chrystusie. W przeciwnym razie ostatecznie głosić będziemy swoją Ewangelię, z którą kompletnie nie będziemy się zgadzać lub, co gorsza, uwierzymy we własne banialuki.