Judasz Opętany

facebook twitter

04-04-2020

Był rok 1780 i środek wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Amerykanie pokładali wielkie nadzieje w generale Benedykcie Arnoldzie, wybitnym strategu z czasów inwazji na Kanadę i zwycięskim dowódcy w bitwie pod Saratogą. Mimo wielu sukcesów na polach bitewnych jego życie daleko odbiegało od świętości. W kuluarach mawiano, że słynie z łapownictwa i prowadzi wyjątkowo rozrzutne życie. Wizja coraz większych długów i bankructwa popchnęły go do zdrady wartości, o które walczył. W lipcu przejął dowództwo w Forcie West Point. W imię prywatnych interesów postanowił poddać Brytyjczykom placówkę, której dowodził. Nawiązał kontakt z angielskim generałem Henrym Clintonem i za 20000 funtów miał przekazać fort wrogom Amerykanów. Wiadomość o zdradzie była szokiem dla patriotów i społeczeństwa amerykańskiego. Benedykt Arnold miał już na zawsze pozostać w umysłach swoich rodaków jako symbol sprzedawczyka, zdrajcy i kolaboranta. Sam przez wiele lat żył z piętnem zdrajcy, a na łożu śmierci miał wypowiedzieć pamiętne słowa: „Dajcie mi umrzeć w moim starym mundurze, w którym walczyłem. Niech Bóg mi wybaczy, że włożyłem inny”.

Historia Arnolda pokazuje, że nie trzeba mieć specjalnie wygórowanych celów, aby dopuścić się zdrady. W jego przypadku wystarczyły prywatne długi i niepewna przyszłość. Podobnych zdrad w historii ludzkości jest mnóstwo. Wybór między egoizmem a dobrem innych jest prostą decyzją dla ludzi pokroju Marka Brutusa, Stanisława Szczęsnego Potockiego czy Ludwika Kalksteina. Mówiąc ironicznie: oni walczyli o swoje... Przecież przewrotne przysłowie powiada: „Umiesz liczyć, licz na siebie”. Wśród tych antybohaterów poczesne miejsce znalazł również Judasz Iskariota. Jego kupczenie z arcykapłanami i ostateczna „sprzedaż” Jezusa za 30 srebrników pokazują, że człowiek zdolny jest do podłości za niewielką sumę. W przeciwieństwie jednak do wielkich zdrad w historii, zdrada Judasza była przez samego Jezusa przewidziana i zaakceptowana. Pan trzykrotnie zapowiadał swoją mękę. Miał zatem świadomość, że nie stanie się to jako naturalna kolej rzeczy, ale będzie to przypieczętowanie wielkiej tajemnicy nieprawości, która za cel postawiła sobie uśmiercenie Chrystusa.

We współczesnej publicystyce wielu stara się „wybielić” postać Judasza. Mówi się o jego niedojrzałości, dumie narodowej, zaburzeniach psychiatrycznych, a nawet opisuje się go jako „pomocnika” Jezusa w dziele zbawienia świata, bo przecież bez niego nie byłoby ofiary krzyża. Szczerze mówiąc nie przekonuje mnie takie podejście. Pytanie o to, czy Judasz jest w piekle czy w niebie zostawiam Bogu. Nie chcę go kanonizować ani potępiać. Chciałbym jednak w opozycji do współczesnego nurtu myślenia o Judaszu zwrócić uwagę na dwie ważne sprawy.

Ewangelia podaje, że Judaszem zawładnął szatan: „umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi. A po spożyciu chleba wszedł w niego szatan” (J 13,27). Mamy tu zatem do czynienia z opętaniem, które sprawiło, że dzieło Judasza jest w pełni zaplanowane i sterowane przez diabła. Myliłby się jednak ten, kto widziałby w Judaszu jedynie ofiarę całej sytuacji. Opętanie jest skrajną formą wpływu złego ducha na człowieka. Wymaga od niego podjęcia decyzji i stawia go przed wyborem moralnym. W życiu Judasza musiało czaić się zło, które skrzętnie skrywał przed innymi uczniami i samym Jezusem. Mamy powody ku temu, aby nazwać go obłudnikiem i złodziejem. Tak przecież zapamiętał go ewangelista z uczty w domu w Betanii. To właśnie tam „ujął się za ubogimi”, a jednocześnie podkradał ze wspólnych pieniędzy. Nie ulega zatem wątpliwości, że Judasz nie jest typowym uczniem Jezusa. Jest człowiekiem z pogranicza – duchowym rozbójnikiem, który prowadzi podwójną grę: z jednej strony chodzi za Jezusem, a z drugiej stanowi to dla niego pretekst do grzechu. Cóż to za paradoks! Być z Jezusem jedynie po to, aby móc czynić zło. Ma to w sobie diaboliczny posmak i ostatecznie doprowadziło Judasza do zguby.

Drugą istotną sprawą w ocenie postawy Judasza są słowa samego Chrystusa, który mówi wprost o swoim zdrajcy: „lepiej byłoby dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. Słowa te brzmią wyjątkowo mocno i nie można ich traktować jedynie metaforycznie. Wydaje się, że Jezusowi może chodzić tutaj o coś innego niż tylko narodzenie fizyczne. W Kościele pierwszych wieków „narodzeniem” nazywano przede wszystkim sakrament chrztu. Można zatem wyciągnąć wniosek, że dla Judasza lepiej byłoby nie przystępować do Jezusa i nie przyjmować orędzia Ewangelii. Ta służy mu jedynie jako powód do wydania Syna Bożego. Wina Judasza wydaje się tu zatem być szczególnie duża. To nie są grzechy wynikające z ignorancji i ułomności, ale świadome odrzucenie tego, o czym Jezus mówił i co czynił. Judasz jest ostatecznie zaprzeczeniem osoby i misji Mesjasza.

Wyciągając wnioski ze zdrady Judasza musimy bardzo zważać na nasz egoizm podszyty „dobrymi intencjami”, bo może to być droga do zawładnięcia naszego życia przez szatana i jednocześnie z wielką powagą podchodzić do bycia chrześcijaninem. Bycie uczniem Jezusa nie jest zwykłym dodatkiem do naszego codziennego życia. Albo jesteśmy z Jezusem, albo jesteśmy przeciw Niemu. Innej drogi nie ma.

Podobne artykuły