KAZANIE PASYJNE (4) – Oto Matka twoja...

facebook twitter

02-12-2020

Jesteśmy na kolejnym etapie męczeńskiej śmierci Jezusa. Gdy zbliżamy się do Niego, to nie możemy przejść i nie zauważyć Maryi - Matki, którą najpierw spotyka na drodze krzyżowej i która stoi na Golgocie pod Jego krzyżem. W Ewangelii wg św. Jana czytamy: A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego Maria, żona Kleofasa i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto Syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (19, 25-27).

Jezus i Matka. Tak niewiele jest w naszym języku słów, które wywołują wielkie uczucia, a wypowiadane rodzą szacunek. Obok słów takich jak: Bóg, przyjaźń, miłość jest takie jedno słowo, słowo bliskie każdemu człowiekowi. Jest to właśnie słowo MATKA. W nim ukryte są najgłębsze i najpiękniejsze treści: wspomnienia i radości dzieciństwa, marzenia i tęsknoty młodości, troski i sukcesy dojrzałości. Człowiek, nawet dorosły, często zwraca się do swo­jej matki i u niej szuka pomocy. Zwierza się jej ze swo­ich kłopotów i zmartwień. Mówi jej o swoich sukce­sach i niepowodzeniach. Dzieli się z nią swoimi rado­ściami. Wie, że matka rozumie go zwykle le­piej niż inni i uczyni wszystko, aby pomóc dziecku. Źle dzieje się w rodzinie, w której zabrakło ko­chającej matki. Bo to ona – matka, będąc współpracownikiem Boga, przekazuje życie i chroni je, uczy tego, co najważniejsze, strzeże przed złem, wskazuje kierunek, a jeśli potrzeba gotowa jest poświęcić własne życie.

28 kwietnia 1962 r. zmarła po swoim czwartym porodzie włoska lekarka Giovanna Beretta Molla. Wiedziała, jako lekarka, że ciąża przyniesie jej z pewnością wiele cierpień, a prawdopodobnie nawet śmierć. Koledzy lekarze powiedzieli jej otwarcie: śmierć matki albo dziecka. Wybrała własną śmierć. Moim obowiązkiem jest teraz wypełnić posłannictwo matki. Jestem gotowa na wszystko, byleby tylko ocalić swoje dziecko. W Wielki Piątek przybyła do kliniki, spodziewając się rozwiązania. Do pielęgniarki powiedziała: Przyszłam tutaj i tym razem będę musiała umrzeć. Lekarzom zaś: Jeżeli musicie wybierać między mną i dzieckiem, nie wahajcie się. Ratujcie dziecko, ja tego żądam.

Urodziła się Emanuela. Matka zdążyła ją tylko zobaczyć i uścisnąć. Potem zmarła. Od 2004 r. jest świętą Kościoła. Oto czym jest serce matki! Ono jak nikt inny potrafi wysłuchać, zrozumieć. Bo matka trwa, gdy inni odchodzą. Jeśli wszyscy zawiodą, ona nie zawiedzie. Taka jest matka.

Ale słowo matka kojarzy się również z cierpieniem. Ileż każda matka musi się nacierpieć, gdy podejmie trud macierzyństwa, gdy wydaje dziecko na świat, gdy przebrnie wraz z nim wszystkie choroby i niepokoje dzieciństwa, gdy potrafi wraz z nim uporać się z rozterkami młodości, zanim wychowa dziecko, wykształci i doprowadzi do samodzielności. Nieraz straci przy tym siły, czasami zabraknie jej życia i nie każda jest tak szczęśliwa, by mogła zobaczyć swoje dziecko w wieku dorosłym, w wybranym przez nie stanie i zawodzie, choć i wtedy nie zawsze ma powód do radości. Dlatego powtórzę: pojęcia matka i cierpienie kojarzą się nierozłącznie.

Scena, którą opisuje Ewangelia wg św. Jana pokazuje jeszcze inny aspekt matczynego bólu: A pod krzyżem Jezusa stała Matka Jego... Ból nie do opisania i nie do wyrażenia.

Tylko ten pojmie tę scenę, kto patrzył na śmierć ukochanej osoby. Kto przeżył odejście bliskiego w strasznych cierpieniach lub jeszcze tragiczniejsze – nagłe odejście. Szukamy wtedy pociechy, duchowego wsparcia, miotamy się jak ryby w sieci – i zostajemy sami. Nie ma współrozumienia w cierpieniu. Jest ból, który kaleczy, może na wiele lat.

W polskiej literaturze są utwory, które oddają cierpienie po stracie ukochanych. Wymienię kilka: Treny Jana Kochanowskiego; sceny wspomnień wizyty w domu rodzinnym po śmierci matki w części czwartej Dziadów Adama Mickiewicza; Godzina myśli Juliusza Słowackiego; wiele scen śmierci opisanych w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej czy wreszcie tom poezji Anka Władysława Broniewskiego. Przykłady można mnożyć. Dzieje całego dramatu od starożytności po XXI wiek – dramatu w swej tragicznej odmianie – oscylują wokół tego zagadnienia.

Może więc, po ludzku rzecz biorąc, należy skwitować tę sprawę wypowiedzią bohaterki powieści Marii Dąbrowskiej Noce i dnie: Dokądkolwiek się wyjdzie, dokądkolwiek pospieszy, wyjdzie się i pospieszy ku śmierci. Może więc pozostaje tylko zamknąć się jak najszczelniej w domu, do którego śmierć i tak aż nadto wcześnie sama przybędzie?

Wprowadziłem do dzisiejszych rozważań ujęcie bólu śmierci z punktu widzenia cierpiącego człowieka. To jest nam bliższe, bardziej zrozumiałe. Dlatego tym większa ogarnia groza, gdy tę sytuację przeniesiemy na przeżycia Matki Bożej.

Na krzyżu umierał Jej Syn, niewinny, Bóg dobrowolnie ofiarujący się za ludzi, Święty – a obarczony wszystkimi naszymi grzechami; cichy i pokorny – a wśród urągań i bluźnierstw; kochający wiernie aż do całkowitego wyniszczenia siebie – a odtrącony prostacko i haniebnie przez tych, których ukochał.

W tej scenie heroicznych rozmiarów nabiera cierpienie Matki – współbolejącej, współcierpiącej i współofiarującej swój ból z Synem za tych, którzy odtrącają Miłość. W hiszpańskiej Andaluzji istnieje legenda, która mówi, że kiedy Matka Bolesna stała pod krzyżem, płacząc z powodu męki Jezusa, Bóg posłał aniołów, aby pozbierali jej łzy. Aniołowie rozrzucili potem łzy Maryi po błękicie niebios i tak powstały maleńkie, jasne gwiazdy. Mieszkańcy Andaluzji nazywają Mleczną Drogę lagrimas de la Virgen – łzami Panny Marii.

Wielkiemu malarzowi epoki renesansu Albrechtowi Dürerowi zaproponowano kiedyś, by do swojej bogatej wówczas kolekcji obrazów namalował i dołączył jeszcze jeden – obraz jakiejś pięknej kobiety. Spodziewano się, że mistrz namaluje portret królowej albo którejś z pięknych dwórek. A tymczasem artysta udał się do domu swojej matki staruszki i powiedział do niej: Usiądź mamo, bo będę malował twój portret. Czy boisz się tego, bo jesteś stara, bo na twojej twarzy jest tyle zmarszczek, bo na głowie wszystkie włosy są już siwe? Nie lękaj się, mamo! Ty pozostaniesz zawsze najpiękniejszą dla tego, który ciebie kocha...  I tak powstał – jak mówią znawcy sztuki – najpiękniejszy z portretów Dürera. Po dziś, w jakimkolwiek muzeum świata jest wystawiany, ludzie ustawiają się w długiej kolejce, by popatrzyć na piękno utrwalone na płótnie. Można powiedzieć, że obraz ten został namalowany przez artystę sercem.

Słowa Jezusa wypowiedziane z krzyża do Matki są słowami pożegnania umierającego Syna ze swoją najdroższą Matką. I nie ma w tym pożegnaniu nic dziwnego. Przecież Ona, mówiąc Bogu fiat przyjęła z radością dar Jego ziemskiego życia, urodziła go, otoczyła troskliwą opieką, drżała o jego życie, karmiła go i wychowywała.

Zatem Jezusowi nie mogą być obce Jej losy po Jego śmierci. On odchodzi, a co się stanie z Nią, gdy Jego zabraknie? Dlatego Jezus przekazuje to, co ma na tej ziemi najdroższego, swojemu uczniowi.

Pomyślmy, czy postępowanie Jezusa na krzyżu nie powinno być dla nas, Jego uczniów, zobowiązaniem? Jest to bowiem dla nas wspaniały przykład, jak my winniśmy otaczać miłością, szacunkiem i troską nasze ziemskie matki. O tym zaś, że jest to zawsze możliwe pokazuje nam przypomniana wyżej historia powstania wielkiego malarskiego dzieła – Portretu matki. Ale czy tak jak w życiu słynnego malarza jest też w moim życiu?

Słowa Jezusa wypowiedziane z krzyża mówią nam jeszcze coś więcej. Są słowami, w których Chrystus ustanawia i przekazuje swojej Matce w opiekę rodzący się na krzyżu Kościół. Chrystus kochając bezgranicznie swoją Matkę, pragnie w Jej opiekę oddać tych wszystkich, których również bezgranicznie ukochał i za których złożył w ofierze swoje życie. Przede wszystkim oddaje Jej w opiekę wszystkich wierzących. Reprezentuje ich stojący pod krzyżem wierny uczeń, św. Jan. Jezus oddaje Maryi w opiekę wszystkich chrześcijan, tych którzy kiedyś na Jego słowo i na słowo Apostołów uwierzą w Niego i staną się dziećmi założonego przez Niego Kościoła. W końcu oddaje w opiekę swojej Matce cały Kościół zrodzony z Jego przebitego boku. Pomyślmy także i o tym, jaką rolę w naszym życiu jako dzieci Kościoła odgrywa Matka Najświętsza? Czy dziś na drodze wiary widzimy w Niej najlepszą Matkę, która wszystko rozumie? Czy Jej ufamy i czy otwartym sercem oddajemy się Jej w opiekę?

Jeśli jesteśmy dziećmi Kościoła, to także jesteśmy Jej dziećmi. A każde dziecko wobec swej matki, zarówno ziemskiej, jak i niebieskiej, winno mieć dwa wielkie uczucia: wdzięczność i miłość.

A Ty, bracie i siostro, jakie uczucia budzisz w sobie, gdy słyszysz słowo MATKA? Czy jak Jezus otaczasz troską swoją ziemską matkę i czy ją szanujesz? Czy modlisz się za zmarłą matkę? Czy uważasz Maryję za swoją niebieską Matkę i czy Jej ufasz?

Obok krzyża... stała Matka. Tę scenę utrwaliło na płótnie wielu sławnych mistrzów. O wiele bardziej jednak trzeba, aby zatrzymała się ona w naszej świadomości i stawała przed oczami, kiedy stykamy się z cierpieniem, niepowodzeniem, kiedy przekreślone zostają nasze życiowe plany i marzenia. Jakże często właśnie wtedy mamy ochotę pytać Boga, a nawet stawiać Mu zarzuty: Jak to? Przecież nic takiego złego nie zrobiłem, abyś mnie karał. Staram się, jak mogę przestrzegać przykazań, odmawiam modlitwy, chodzę do kościoła i sumiennie wypełniam swoje obowiązki. Dlaczego więc nie układa mi się tak jak choćby tym, którzy z Tobą nie chcą mieć nic wspólnego? Gdzie Twoja sprawiedliwość, gdzie miłosierdzie? Łatwo jest wierzyć, kiedy wszystko idzie po naszej myśli, ale jaka naprawdę jest nasza wiara, okazuje się dopiero w świetle krzyża. Czy umiemy właśnie wtedy uwierzyć Bogu – że nie zapomniał, nie opuścił? Czy potrafimy zaufać Mu naprawdę, do końca, choć tak często trudno Go zrozumieć?

Jezu, którego Mękę rozważamy – Ty dziś z wysokości krzyża oddajesz swoją Maryję w opiekę Janowi, a nam dajesz Ją za Matkę. Naucz nas czci, szacunku i troski o nasze ziemskie matki i wzbudź w naszych sercach ufność do Matki niebieskiej, tak abyśmy i my słysząc Twoje słowa: Oto Matka twoja, zechcieli wziąć ją do siebie. Amen.

Podobne artykuły