Krzyż zadatek Bożej Miłości (2)

facebook twitter

09-08-2022

25 lutego 1894 r. Anna Kaworek przyjechała do Miejsca koło Krosna n/Wisłokiem (ówczesna Galicja), do zakładu ks. Markiewicza. Jechała jako kandydatka na salezjankę. Tu spotkała się z rzeczywistością zupełnie odmienną od jej wyobrażeń o klasztorze: waląca się plebania, była kolebką dla przyszłych zgromadzeń michalickich. Czekała tu ciężka wyczerpująca praca w bardzo trudnych i prymitywnych warunkach, mało spoczynku, głód, mało czasu na modlitwę. Tak o tym sama pisała:

Nie wiedząc jednak, co znaczy zakon różnie wyobrażałam sobie, że moja dusza już tam żadnego ucisku nie dozna. Nareszcie przyszedł czas mego wyjazdu do klasztoru, jechała ze mną moja siostra rodzona młodsza ode mnie bardzo sympatyczna, więc była to pora zimowa, 25 lutego. Pamiętam jeszcze, jak dzisiaj, że był to dzień ostry mroźny ziemia była pokryta grubo śniegiem, od wczesnego poranka do późna wieczora jechałyśmy, nareszcie śwista kolej, a konduktor woła: Iwonicz. Czym prędzej wysiadamy i konie czekały na gości z Górnego Śląska, jazdy od kolei 3 km, przyjeżdżamy do wsi, chociaż już była późna godzina jednak było można wszystko zauważyć jadąc ku plebanii. Najpierw mi wpadło w oczy że domki czyli chatki nie mają kominów, zaraz pytałam się, jak oni palą i czy jedzenie gotują. Wytłumaczyła mi zaraz ta osoba czyli siostra ks. Sikory, która poprzednio przyjechała do ks. Markiewicza, bo ona wyjechała po nas na kolej, aż nareszcie przyjeżdżamy bliżej kościoła i zobaczyłam mały drewniany krzyżyk, zdziwiło mię bardzo, że takie małe krzyże jeszcze istnieją, przyjeżdżamy na podwórze, zeszłyśmy z wozu i prowadzą nas na starą plebanię, mówiłam to nasze mieszkanie i zaraz mi się zaczęły w oczach łzy kręcić. Myślałam sobie w duchu: to taki klasztor – chata starej daty – uczułam w sercu lęk... Powtarzałam sobie: mój Boże, co to będzie?

Ks. Bronisław Markiewicz przyniósł Annie na powitanie duży, bardzo piękny krzyż i podał do ucałowania, jako zadatek Bożej miłości. To spotkanie z Ukrzyżowanym na samym początku nowego etapu życia, wyznaczyło dalszy kształt jej życiowej drogi – nieustanny udział w krzyżowej drodze Chrystusa i dźwiganie ciężkiego krzyża obowiązków i doświadczeń.

Na drugi dzień siostra moja odjechała pozostałam sama tęsknota nie do wytrzymania, nareszcie Ojciec Rektor przyszedł mnie odwiedzić przyniósł mi duży krzyż bardzo piękny, kazał mi go pocałować jako zadatek Bożej miłości. Przycisnęłam ten kochany krzyż, ale jednak serce płakało, bo łzy jak grochy leciały po twarzy, trudno trzeba się zabrać do pracy, bo lubiłam bardzo pracować toteż było jej pod dostatkiem niewiele czasu pozostało do modlitwy. Na mszy św. bywałyśmy codziennie i przystępowałyśmy często do Stołu Pańskiego. To mię pokrzepiało na duchu, jednak tęsknota za rodzicami i siostrami trwała w dalszym ciągu czasem małą chwileczkę wydaliłam się z domu w tym kierunku, skąd mi się zdawało, żem przyjechała i gorzkie łzy wylewałam jednak trochę ukrywałam się, żeby mnie nikt nie widział i nie dostrzegł mego szlochania. Było wielkie koryto stało przy oknie i prałam bieliznę była obok mała półeczka tam kładłam sobie książeczkę do nabożeństwa i od czasu do czasu otwierając ją nuciłam sobie ulubioną piosenkę ... „żaden ojciec tak nie kocha swego dziecięcia jak mię, Ty kochasz, mój Jezu od pierwszego poczęcia każdy dzień każda godzina dobroć Twoja niepojęta”. I naprawdę ta pieśń jakby mi balsamu wlewała do serca.

Po ośmiu miesiącach pobytu w Miejscu jej powołanie zakonne poddane zostało próbie. Silne więzy rodzinne, stała tęsknota za domem rodzinnym, a także rzeczywistość, z jaką spotkała się w Miejscu, przerodziły się, jak to sama nazwała w pokusę – napaść, której nie mogła się oprzeć. Poprosiła Ks. B. Markiewicza o pozwolenie na wyjazd do domu.

Byłam już parę miesięcy zdaje się około 8 miesięcy aż raptem przychodzi na mnie taka tęsknota, że już dalej nie mogłam się oprzeć tej pokusie, dzisiaj wiem, że to była jakaś napaść, ale wtenczas nie zdawałam sobie z tego sprawy, poprosiłam Ojca Rektora o jechanie do domu… Z początku robił mi trudności jako mąż Boży doświadczony zrozumiał to, że mnie nagabuje szatan i chce mnie stąd wyprowadzić, ale po długiej prośbie i naleganiu przy końcu już dał mi pozwolenie w tej myśli, że już nie przyjadę z powrotem jak mi później mówiono...

 

Na podstawie:

s. Nereusza Czubińska CSSMA, M. Anna Kaworek (1872 – 1936), Współzałożycielka, pierwsza przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Św. Michała Archanioła w Miejscu Piastowym, mps.

Mój dawny życiorys, Autobiografia Służebnicy Bożej Matki Anny Kaworek