Książę August Czartoryski był wzorowym zakonnikiem

Ksiądz Rektor Bronisław Markiewicz złożył swoje śluby zakonne w Towarzystwie Salezjańskim 25 marca 1887 roku.

Jeden z badaczy salezjańskich ks. Francis Desramaut twierdzi jednak, że nie ma żadnego dokumentu, który formalnie potwierdzałby złożoną profesję. Zakonnik ten mówi tak: „Ksiądz zawsze twierdził, że złożył śluby na ręce księdza Jana Bosko 25 marca 1887 roku. Sekretarz Viglietti notował wtedy wszystkie wyjazdy swojego przełożonego, który w tym czasie nie opuszczał Turynu. W owym dniu, 25 marca, Bronisław mógł go spotkać tylko w jego mieszkaniu, a uwzględniając czas nowicjatu, jego wiek i jakość doświadczenia kapłańskiego, uzyskać możliwość złożenia wieczystych ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa prawdopodobnie tylko wobec niego, w zaciszu jego biura. Jednakże sekretariat ogólny nie został poinformowany o tym wydarzeniu. Stąd też w katalogu towarzystwa na rok 1888 nie widnieje on ani pośród profesów, ani pośród „ascritti”. Potem – w latach 1889-1892 – spotykamy go już jako profesa wieczystego”.

Złożyłem śluby zakonne wieczyste na sławnej pamięci ręce Księdza Jana Bosko w Turynie dnia 25 marca 1887 roku.

Po nowicjacie został Ksiądz we Włoszech. Jakie miał Ksiądz obowiązki?

Najpierw uczyłem młodzież teologii w San Benigno, a potem w Kolegium Valsalice w Turynie. Później uczyłem w Hospicjum św. Jana Ewangelisty, byłem spowiednikiem w kościele i jeździłem z wykładami do San Benigno. Byłem też kapelanem sióstr Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.

Mój konfesjonał w Turynie (u św. Jana Ewangelisty) był oblężony od 5 rano do 10 wieczorem. Zaufanie okazywali mi Włosi, Niemcy. Spowiadałem nawet całe pułki żołnierzy. Jednak w 1889 roku to wszystko przerwała choroba. Sam słyszałem od lekarza, że najwyżej będę żył jeden miesiąc.

Wyzdrowiał Ksiądz?

Podczas choroby mieszkałem i kurowałem się w domu wypoczynkowym w Mathi, ale mimo to przyjechałem z Włoch do Miejsca z suchotami. Prowadziłem jednak powściągliwy styl życia i zdrowie powoli wróciło do normy.

Odzyskanie zdrowia zawdzięczam głównie modlitwom za przyczyną ks. Jana Bosko, a także dzięki siostrze karmelitance z Przemyśla – Marii Katarzynie, hrabinie Sokolnickiej (w zakonie Maria od Najświętszego Sakramentu). Ona ofiarowała swoje życie za moje wyzdrowienie.

U salezjanów spotkał się Ksiądz Rektor z księciem Augustem Czartoryskim. Mógłby Ksiądz o nim opowiedzieć?

Jego wstąpienie do zakonu wywołało niemały szum w Europie: książę August zakonnikiem! Spotykałem się z nim czasem. Uprawiał z naszymi klerykami biegi po dziedzińcu w kolegium w Valsalice. Biegał także ksiądz Bosko razem ze swoimi malcami. To samo czynił ks. biskup Cagliero, gdy był księdzem. Oto mamy świętych biegających i skaczących (śmiech).

Według Księdza powołanie młodego księcia o wielkich koligacjach rodzinnych nie było młodzieńczym kaprysem?

Powołanie księcia Augusta zaraz od początku okazało się najpewniejsze. W miesiąc po wstąpieniu do nas zachowywał z łatwością i bez uszczerbku na zdrowiu wszystkie przepisy naszej reguły: posty, ranne wstawania, praktyki pobożne, zwyczaje itp., podczas gdy żyjąc w świecie nie pościł, ani nie wstawał wcześnie rano.

Pod każdym względem był wzorowym zakonnikiem. W kolegium w Valsalice – gdzie było około 150 młodzieży zakonnej i salezjanów, a przełożeni tamtejsi stanowili elitę – nie wiem, czy był choć jeden, który by mu dorównywał w życiu zakonnym. Powszechnie nazywali go „drugim Alojzym”.

Na ile znam historię Polski, jestem przekonany, iż był on największym z Czartoryskich – większym, niż Florian, Michał, August, Adam itd. Przecież tym człowiek jest większy w historii, im jest większy przed Bogiem. A świat, który nie poznał i aż dotąd nie zna Chrystusa, niech sobie mówi, co chce.

Nad Stanisławem Kostką litowali się jego krewni, kiedy tymczasem litować się wypadało nad nimi. Stanisław Kostka zrobił (i do dziś dnia robi) dla naszej ojczyzny i dla świata więcej, aniżeli wszyscy Kostkowie razem wzięci, objąwszy nawet świątobliwą Katarzynę z Kostków Ostrowską, której fundacje i kościoły po dziś dzień istnieją.

Inne są sądy Boże, a inne sądy ludzkie. My jesteśmy powołani właśnie po to, aby te ostatnie prostować czynem, słowem i pismem. Czasem wypadnie nam nawet „uderzyć z góry na Mazury”, kiedy łagodność nie skutkuje, a jest uzasadniona nadzieja, że się Mazury nie obrażą.

Jego powołanie jest wpisane w konkretną rodzinę. Czy dostrzegał Ksiądz w niej zdrowe relacje?

Największą chlubą dla każdej rodziny jest to, jeśli wydaje ze swojego łona powołania zakonne o prawdziwej wartości. Jest to znak, że pień drzewa zachowuje się zdrowo. A jakież dopiero błogosławieństwa na nich sprowadza!

Więcej o bł. Auguście Czartoryskim tutaj 

Inne artykuły autora

Duszpasterz w Miejscu (Piastowym)

NIEŁATWE POCZĄTKI

Pierwszy Salezjanin w Polsce